Po drodze aura raczej nas zniechęca - temperatura plusowa, mało śniegu, deszcz zaczyna padać... Jednak gdy dochodzimy na skraj kamieniołomu oczom naszym ukazały się dwa dorodne lodospady. Szybko schodzimy na dół pod ścianę. Po drodze oprócz wędkarzy, którym straszyliśmy ryby pod lodem, ani jednej żywej (wspinaczkowej) duszy.
Po oszpejeniu się zaczynamy wspinaczkę na lodospadzie Starym. Prowadzę na pożyczonych Quarkach i kręcę importowane z Nepalu śruby. Zakładam wędkę ze stalowej smoleńskiej brzozy i na dole oddaję dziabki Żorżowi. Robimy razem parę dróg, a potem przerwa na "ostrą chinkę" i liofila. Potem jeszcze kilka wstawień w lód i Żorż demontuje wędkę. Mnie jeszcze ciągnie na krótkie przejście sąsiedniego lodospadu Jerzy. Po skończonej drodze zwijamy manatki i wychodzimy z kamieniołomu skracając sobie drogę przez zamarznięty staw (lód solidny, ale w jednym miejscu coś było słychać pod butem).
Cały dzień pod lodospadem byliśmy sami. Zdziwiło nas, a zarazem ucieszyło, że żadna ekipa nie wybrała się na wspinaczkę w Głuszyckich Lodospadach mimo tak dobrych warunków lodowych. Chyba ludzi zniechęciła odwilż z końca stycznia, która jednak nie zaszkodziła za bardzo lodospadom. My za to nakręceni na dziabanie nie zmarnowaliśmy okazji w postaci wolnego dnia od pracy.
Powrót wieńczymy tradycyjnym hot-dogiem z Orlenu.
W Głuszyckich lodospadach 2 lutego 2013 wspinali się Grzesiek "Żorż" Szmidt i Maciek Wajda.