Zamarła Turnia. Żadna ze ścian tatrzańskich nie posiada historii tak bogatej, tak obfitującej w tragiczne epizody. Wokół żadnej taki mit nieprzystępności i śmiertelnego ryzyka.
Jan Długosz
Turysta będący na Hali Gąsienicowej nie zwróci na nią najmniejszej uwagi. Stanowi ledwie widoczny, niewybitny garb wciśnięty i przytłoczony rozłożystymi Kozimi Czubami i Kozim Wierchem z jednej a Zmarzłymi Czubami i Małym Kozim Wierchem z drugiej strony. Bliska obecność strzelistego Kościelca i najwyższej w otoczeniu Hali Gąsienicowej Świnicy powoduje, że szczyt zatraca się jeszcze bardziej. Nie posiada ani strzelistości Mnicha, ani potęgi i wielkości Mięguszowieckich Szczytów. Tylko bardziej obeznani z topografią Tatr wiedzą, że ten niewybitny wierzchołek opada na południową stronę ścianą, której przejście przez wiele lat w dziejach taternictwa stanowiło warunek konieczny do znalezienia się w taternickiej czołówce.
Zamarła Turnia znajduje się w bocznej grani tatrzańskiej odchodzącej od Świnicy w kierunku wschodnim. Wznosi się na wysokość 1179 metrów. Od Kozich Czub oddzielona jest Kozią Przełęczą, od Zmarzłych Czub zaś Zmarzłą Przełęczą. Szczyt położony jest nad Doliną Gąsienicową i Doliną Pięciu Stawów Polskich, a ściślej nad ich odgałęzieniami: Dolinką Kozią i Dolinką Pustą. Nazwę `Zamarła Turnia` stworzył poeta i wielki miłośnik przyrody tatrzańskiej Franciszek Henryk Nowicki.
W pierwszym etapie zdobywania tatrzańskich szczytów Zamarła Turnia nie odegrała żadnego ważnego znaczenia. Nie była na tyle atrakcyjnym celem ani pod względem wysokości, ani pod względem wielkości, aby ktokolwiek zaprzątał sobie nią głowę. Pierwszego znanego wejścia na jej wierzchołek (od strony Hali Gąsienicowej) dokonali w 1904 roku Janusz Chmielowski i Klimek Bachleda. Ówczesnym `tatrzańskim asom` nie przyszło nawet do głowy próbować zdobywać wierzchołek turni od strony południowej, gdzie pionowe krzesanice dumnie wznosiły się nad piargami Dolinki Pustej.
To właśnie jednak południowa ściana sprawiła, że nazwa Zamarła Turnia na trwałe weszła do historii taternictwa. Ta niewysoka jak na tatrzańskie warunki ściana (około 140 metrów) ma to do siebie, że jest zbudowana z olbrzymich pionowych płyt, z dalszej odległości sprawiających wrażenie idealnie gładkich. W porównaniu z niezbyt stromymi stokami i ścianami szczytów w Dolinie Pięciu Stawów Polskich Zamarła Turnia wywierała na taterniku i turyście początku naszego stulecia piorunujące wrażenie.
Pierwsi zainteresowali się ścianą taternicy węgierscy - bracia Gyula i Roman Komarniccy w 1907 roku. Dopiero jednak w dwa lata później zdecydowali się na próbę zdobycia przepaścistych urwisk. Atak na ścianę rozpoczęli w linii spadku wierzchołka, jednak po trudnościach wycofali się ze ściany i spróbowali jeszcze raz w jej środkowej części, wielkim zacięciem noszącym dziś nazwę `Zacięcia Komarnickich`. Po dotarciu do dużej trawiastej platformy nad nim z powodu zbliżającej się nocy wspinacze zjechali ze ściany. Następnego dnia pokonaną wczoraj drogą wrócili na platformę. Stąd Gyula ruszył dalej. Trudności stawały się coraz większe, w pewnym momencie wspinacz odpadł od ściany i tylko przytomność umysłu, rozwaga i doświadczenie pozwoliło Romanowi utrzymać brata na konopnej linie. Ściana odparła pierwszy atak.
Próby braci Komarnickich zdominowały polskich wspinaczy do atakowania ściany. Próbowali szczęścia Aleksander Schiele z Jędrzejem Marusarzem a później Władysław Kulczyński i Mieczysław Świerz - bezskutecznie.
16 lipca 1910 roku pod południową ścianą Zamarłej Turni stanęło czterech młodych zakopiańskich wspinaczy i narciarzy: Henryk Bednarski, Józef Lesiecki, Leon Loria i Stanisław Zdyb. Wspinacze wchodzą w ścianę na prawo od prób braci Komarnickich. Wejście kończy się niepowodzeniem, ale wypatrzono możliwości poprowadzenia drogi w linii spadku wierzchołka, a więc tam, gdzie rok temu początkowo próbowali wedrzeć się Węgrzy. Zakopiańczycy weszli w tę drogę, jednak deszcz zmusił ich do wycofu. Była to jednak ostatnia próba obronna południowej ściany Zamarłej Turni. W tydzień później ta sama czwórka dokonuje przejścia ściany. Swoją drogę w skali taternickiej określili jako `bardzo trudną`, jednak następne przejścia zweryfikowały tę ocenę nadając jej rangę drogi `nadzwyczaj trudnej`. Tym samym było to ustalenie nowego stopnia trudności taternickich, dotychczas bowiem wszystkie pokonywane przez wspinaczy drogi w Tatrach określane były jako `bardzo trudne`. Przejście Bednarskiego, Lesieckiego, Lorii i Zdyba podwyższyło więc poprzeczkę pokonywanych trudności o jeden stopień. Jak się później okazało przez wiele lat nie zdołano pobić w taternictwie ich rekordu.
Zdobycie południowej ściany Zamarłej Turni otworzyło długoletni etap niesamowitej popularności ściany. Z biegiem lat zaczęła tworzyć się wokół niej legenda ściany niedostępnej, przerażającej, wymagającej wprost nieludzkich umiejętności, aby ją pokonać. Rzeczywiście na jej przejście mogli porywać się tylko najlepsi. Przez 16 lat udało się to tylko 10 zespołom. Kolejne nieudane próby dokonywane przez za słabe lub nieprzygotowane zespoły dodawały splendoru ścianie. Jeden Bednarski niewiele robił sobie z całego zamieszania, jakie wywołał przechodząc ścianę. Pewnego dnia zdecydował się na krok godzący w dobre imię ściany, w jej mit, jak również w ambicje ówczesnych wspinaczkowych asów - zabrał na tę najtrudniejszą w Tatrach drogę kobietę, co jak na tamte czasy graniczyło z karygodną wręcz lekkomyślnością, a przede wszystkim było ujmą na honorze dla męskiej części taternickiej braci. Jego towarzyszką była Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa. Pani Ela po wielu perypetiach stanęła w końcu na wierzchołku Zamarłej Turni, z pewnością jednak jej wyczynu nie można było uznać jako wspinaczki samodzielnej. W wielu miejscach po prostu korzystała z liny, a niekiedy wręcz zostawała wyciągana na niej przez Bednarskiego. Wedle współczesnych temu przejściu w Dolince Pustej co chwila rozlegać się miało płaczliwe wołanie: `Ciągnij pan, panie Henryku! Ciągnij mocno!`, na co Bednarski miał odpowiadać: `Ady ciągnę, droga pani, ciągnę, aże lina trzeszczy`.
Jeszcze w tym samym 1917 roku na Zamarłej Turni rozegrała się pierwsza śmiertelna tragedia. Na drogę wybrało się dwóch wspinaczy: Rafał Malczewski (syn Jacka) oraz Stanisław Bronikowski. W trakcie pokonywania największych trudności na drodze Bronikowski odpadł, zaś lina łącząca go z Malczewskim pękła. Bronikowski spadł na piargi pod ścianą ponosząc śmierć na miejscu, Malczewski zaś przypięty do haka oczekiwał na ratunek przez długą wrześniową noc.
Mit Zamarłej jako krwiożerczej ściany pragnącej ofiar zaczął zdominowywać społeczeństwo. Nie zdołało to jednak powstrzymywać przed wspinaczkami coraz to nowych śmiałków. Znaleźli się nawet tacy, co pokonywali drogę samotnie, bez żadnej asekuracji. Wyczynu tego dokonał m. in. poznaniak Jerzy Leporowski. W czasie I Wojny Światowej był lotnikiem i prawdopodobnie dzięki temu miał całkowitą niewrażliwość na ekspozycję. W Tatry przyjechał nie znając zupełnie zasad taternictwa, ani nikogo ze środowiska wspinaczkowego. Zmusiło go to do samotnych wspinaczek. Gdy pewnego dnia dosiadł się do starych taternickich wygów w schronisku w Pięciu Stawach i oświadczył, że właśnie przeszedł bez żadnej asekuracji południową ścianę Zamarłej Turni wzbudziło to niedowierzanie, a nawet wręcz zgorszenie. Po chwili całe towarzystwo udało się do Dolinki Pustej i tutaj na oczach wszystkich Leporowski przeszedł ścianę jeszcze raz w czasie 40 minut. Mit ściany został poważnie nadszarpnięty. W 1928 roku Leporowski wspinał się samotnie północnym filarem Koziego Wierchu. Po przejściu około 80 metrów drogi runął wraz z ruchomym blokiem do Dolinki Koziej.
Jeszcze przed śmiercią Leporowskiego na Zamarłej Turni wydarzyła się kolejna tragedia. Zginął na niej jeden z lepszych taterników międzywojennych, artysta plastyk Mieczysław Szczuka. Szczuka przeszedł już wcześniej ścianę, teraz postanowił powtórzyć drogę w towarzystwie dwóch turystów. Przed wspinaczką poinformował tylko towarzyszy o zasadach asekuracji i ruszył w ścianę. Nagle w trakcie wspinaczki odpadł od ściany spadając na skały. Do dzisiaj nie są znane do końca przyczyny tragedii. Być może Szczuka został po prostu ściągnięty liną przez niedoświadczonego asekuranta, może odpadł sam. Fakt, że była to próba 13. przejścia ściany i to do tego podjęta 13 sierpnia znów podsycił wizję Zamarłej jako ściany krwiożerczej i żądnej ofiar.
Zdarzały się też na Zamarłej Turni mniej tragiczne wypadki, w których interwencje ratowników ograniczały się tylko do pomocy poszkodowanym w wycofaniu się ze ściany. Z pomocy ratowników na ścianie korzystały takie sławy taternickie jak Stanisław Motyka, Jan Gnojek, Wiesław Stanisławski czy Zbigniew Korosadowicz. Szczególną brawurą wykazał się Bronek Czech, kiedy odpadając w Rysie Bronikowskiego błyskawicznie odepchnął się rękami od ściany i skoczył twarzą ku przepaści na trawiasty stopień, skąd odbiwszy się wylądował na płytowej platformie nad dolną częścią drogi.
6 października 1929 roku ze słynną ścianą postanowiły zmierzyć się dwie młodziutkie taterniczki, siostry Marzena i Lidia Skotnicówny. Mimo młodego wieku - 18 i 16 lat siostry pokonywały już w towarzystwie kolegów drogi o sporych trudnościach. Teraz zapragnęły zdobyć ścianę bez towarzystwa i opieki mężczyzn. Byłoby to pierwsze kobiece przejście słynnej drogi. Tego samego dnia na tej samej drodze wspinali się Bronek Czech i Jerzy Ustupski. W najtrudniejszych miejscach, aby ułatwić dziewczętom wspinaczkę zostawili oni wbite przez siebie haki. Siostry bardzo szybko pokonały dolną, mniej trudną część drogi. W największych trudnościach drogi Lidia odpadła od ściany. Siła szarpnięcia była tak olbrzymia, że rozgiął się stalowy karabinek łączący linę z hakiem. Złączone liną siostry spadły do podstawy ściany. Śmierć sióstr Skotnicówien była jedną z największych tragedii taternickich w okresie międzywojennym.
Przez wiele lat droga Bednarskiego, Lisieckiego, Lorii i Zdyba, zwana Drogą Klasyczną, była jedyną drogą na południowej ścianie Zamarłej Turni. Dopiero w 1932 roku Stanisław Motyka i Jan Sawicki pokonali ścianę w ... poprzek od Zmarzłej do Koziej Przełęczy, bardzo efektowną wąską listwą skalną. Jest to jedyna uczęszczana tego typu droga w Tatrach Polskich. Do dzisiaj na ścianie jest poprowadzonych około 20 samodzielnych dróg o różnych trudnościach i wiele wariantów je łączących. Najciekawsze z nich to Kant Pietscha, Aligator, Bombay, Lewa i Prawa Pilchówka, Kant Heinricha, Komarniccy, Lewi i Prawi Wrześniacy. Niesłabnącym powodzeniem nieustannie cieszy się również Droga Klasyczna.
Zamarła Turnia niejednokrotnie była muzą dla artystów. Wiersze o ścianie pisali m. in. Julian Przyboś (o tragedii sióstr Skotnicówien) i Jalu Kurek. O ścianie nakręcono również dwa filmy. Najbardziej znanym jest film Siergiusza Sprudina Zamarła Turnia nakręcony według scenariusza Jana Długosza w 1962 roku. Wzięły w nim udział takie taternickie sławy jak: Czesław Momatiuk, Andrzej Pietsch, Marian Własiński, Andrzej Paczkowski.
Na wierzchołek Zamarłej Zurni nie wyprowadza żaden szlak turystyczny. Słynna Orla Perć trawersuje ją od strony północnej. Dla turystów (nawet wysokogórskich) szczyt nie na żadnego znaczenia poza piękną widokowo południową ścianą. Dla taterników Zamarła Turnia nie stanowi już dziś takiego wyzwania jak kiedyś. Na wielu drogach szkolą się adepci tego sportu. Zawsze jednak będzie przyciągać jej piękna sylwetka i napowietrzność wspinaczki.
Tekst: Paweł Kutaś
Foto: Paweł Kutaś, Czesław Szura
"GÓRY" nr (9) 64, wrzesień 1999
(kg)