Wygłodniali odpowiednio sytych przechwytów wspinacze kończyli właśnie ostatnie, przygotowującego do sezonu mikrocykle, wchodzące w skład zimowego mezocyklu treningowego, gdy administracyjne obostrzenia odcięły ich od skał i panelu.
Szybki zaparowane ze wzruszenia, czy od nadmiaru CO2? Czas na świeże powietrze!; fot. Piotr Drożdż
Miało być tak pięknie, ale...
Odwołano zawody Pucharu Świata w Meiringen, Villars i Lublanie. Routsetterzy miewający koszmarne sny, w których finalistki odpadają na tym samym przechwycie, a o kolejności miejsc decyduje numer buta, wreszcie zaczęli spokojnie sypiać.
Nie odbyły się też wyczekiwane i ciekawie obsadzone Mistrzostwa Afryki i Mistrzostwa Oceanii.
Przełożono Arco Rock Master, XI Memoriał Andrzeja Skwirczyńskiego i Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Dało to cały rok więcej na odspecjalizowanie się wyspecjalizowanych zawodników.
Odwołano zajęcia sekcji wspinaczkowych, co okazało się prawdziwą tragedią dla pozbawionych regularnej dostawy potreningowego bólu beneficjentów karty Multisporta.
Ponieważ od jakiegoś czasu wzmacnia się rozdział na wspinaczkowy real i to, co kreuje się w wirtualu, taki właśnie podział zachowam wspominając fakty, których niedawno byliśmy biernymi świadkami bądź czynnymi uczestnikami. Podsumowanie to nie rości sobie prawa do bycia obiektywnym opisem całego spektrum koronawydarzeń.
W REALU CORAZ BARDZIEJ PASSÉ
Stało się tak, że wspinanie zostało potratowane jako fanaberia i zostało zabronione. Wiadomo jednak, że sporą część wspinaczy stanowią anarchiści, którzy za nic mają wszelkie legalne bądź nielegalne zakazy. Nie obnosząc się z tym wszem i wobec ruszyli do sektorów o najwyższym poziomie koneserstwa. Po drodze, korzystając z partyzancko-konspiracyjnych metod, sprawnie mijali patrole policji strzegące wyjazdów z miast. Jakież było ich zdziwienie, gdy na miejscu tłumnie spotykali dawno nie widzianych, im podobnych. Razem odgarniali pajęczyny na zapomnianych drogach, delektując się pierwszymi powtórzeniami.
W nieco lepszej sytuacji znaleźli się właściciele psów, dla których wyprowadzenie pupilka stało się pretekstem do wyjścia z domu. A czworonóg mógł przecież zażądać wycieczki w kierunku najbliższego kamienia.
Po Dolinie Będkowskiej poruszał się wóz strażacki, z którego dobiegały komunikaty o obowiązujących zasadach.
Ścianki wspinaczkowe nijak nie mogły przenieść działalności do sieci, a ich właścicielom zostało jedynie liczenie strat. Jednak do momentu zamknięcia numeru żadna z nich nie ogłosiła upadłości z powodu niezaplanowanej przerwy i dobrze by było, gdyby tak zostało. Odnotowano nieśmiałe próby organizowania pomocy centrom wspinaczkowym.
Jednym z bardziej oryginalnych działań wspierających walkę z koronawirusem było wystawienie na licytację drabiny Jordana, pochodzącej z Drogi Włoskiej, wiodącej na Matterhorn granią Lion. Uzyskane 14 632 euro wsparło walkę z chorobą. W Polsce nikt nie wpadł na pomysł sprzedaży elementów ubezpieczających Orlą Perć.
A co porabiali skalni mistrzowie oraz wspinaczkowi celebryci? Zawodnicy znaleźli się w niegodnej pozazdroszczenia sytuacji. Nie dość, że stracili najbliższe i nieco dalsze cele sportowe, to zostali brutalnie odcięci od obiektów treningowych. Wspinacze ze światowej czołówki mieszkający w pobliżu wypasionych centrów nie mieli w domu nie tylko chwytotablicy, ale nawet podstawowego przyrządu wspinacza starej daty – drążka! To co się działo na najwyższych szczeblach wspinaczkowych (i nie mam na myśli szczebli drabiny Bachara) rychło przeniosło się na środek i w dół piramidy. Jak poinformował CBOS tańsze chwytotablice błyskawicznie zniknęły z rynku, a ich odbiorcami głównie okazali się uzależnieni od treningowych cierpień członkowie sekcji wspinaczkowych, aspirujący w tym sezonie do stopnia VI.3 i z tego powodu chcący dysponować 150% zapasem mocy.
Odcięcie od obiektów przeznaczonych do wspinania zaowocowało próbami adaptacji do tego celu elementów wyposażenia, którymi dysponujemy w domu. Trawers mebli kuchennych, diretissima schodów na strych, a nawet obwód krzesła to przejawy inwencji bądź frustracji zamkniętych w czterech ścianach wspinaczy. O tym, czy narodziła się nowa subdyscyplina, homeclimbing, trudno jeszcze prorokować.
Ciężko też stwierdzić, na ile specyficzny trening w warunkach domowych przełożył się na siłę palców Mélissy Le Nevé, która jako pierwsza kobieta wpisała się na listę pogromców legendarnej Action Directe 9a – tuż po zluzowaniu obostrzeń.
Adam Ondra stracił możliwość realizowania kolejnych ekstremalnych projektów w czasie zagranicznych tournée. Z Moraw, bez przekraczania granicy, udał się do Czech, by w urokliwie położonym rejonie Roviště w nocnej próbie sfinalizować prowadzenie drogi Bohemian Rapsody, którą wycenił na 9a+. Nad linią o identycznej cyfrze, Clash of The Titans w Götterwandl nieopodal Nassereith, autorstwa jednego z silniejszych wpinaczy świata, Alexa Megosa, pracuje Jacob Schubert. Określił on ją jako najtrudniejszą w Austrii.
Pełen przegląd wspinaczkowych wydarzeń i trendów z „czasów zarazy” znajdziecie w nowym, 273 numerze GÓR.