baner
 
 
 
 
baner
 

Trollveggen. Polska ściana - cz. 1

Przekrojowy artykuł pt. "Trollveggen. Polska ściana bez polskiej drogi" ukazał się w 217 numerze GÓR (czerwiec 2012). Niedawne przejście Marcina Yeti Tomaszewskiego i Marka Regana Raganowicza, zainspirowały nas do przypomnienia tego materiału, będącego solidną historią wspinania na mitycznej Ścianie Trolli, pod nieco krótszym, bardziej adekwatnym tytułem. Wszak "polska ściana" doczekała się w tym roku polskiej drogi.

Zapraszamy do przeczytania pierwszej części artykułu Jakuba Radziejowskiego.

Redakcja

Trollveggen. Polska ściana - cz. 2

Trollveggen. Poska ściana - cz. 3


 

Wojtek Jedliński na Rimmon Route; fot. Tadeusz Piotrowski / arch. GÓRY



Od kiedy pamiętam, norweskie sukcesy Polaków są mi bliższe od tych alpejskich czy himalajskich – nie jestem do końca pewien, z jakiego powodu. Gdybym miał się zastanowić, to pewnie zrzuciłbym to na karb dwóch składowych. Po pierwsze, Norwegia była pierwszym zagranicznym krajem, który odwiedziłem. Jeszcze jako mały chłopiec, w połowie lat osiemdziesiątych spędziłem tam z rodzicami dwa tygodnie. Najważniejszą atrakcją (bynajmniej nie dla mnie) był wyjazd maluchem właśnie pod Trollveggen, gdzie mój ojciec wraz ze swoim norweskim kolegą ekscytował się ogromną ścianą ginącą gdzieś w chmurach. Mnie bardziej interesował nóż-finka, który można było kupić na parkingu… To wtedy usłyszałem po raz pierwszy, że „nasi tu byli” i, co więcej, dokonali czegoś, co nikomu przed nimi się nie udało. Nie bardzo wiedziałem tylko, w jakiej dziedzinie. 

Lata mijały, a dla mnie Norwegia pozostawała w pamięci jako kraina nie tyle trolli, co przede wszystkim sklepów z nieograniczoną ilością kolorowych zabawek (w tym rzecz jasna duńskiego Lego) oraz innowacji na miarę lotu na Marsa – napojów w małych kartonikach ze słomką (młodzież pewnie nie pamięta, ale były takie czasy w Polsce, całkiem niedawno, że „ze słomką” to można było co najwyżej kupić napój firmowy sprzedawany w woreczkach foliowych…). Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych – najpierw podczas zbierania truskawek, a następnie kiedy zacząłem się już wspinać – Norwegia zaczęła mi się kojarzyć z właściwym, pionowym wymiarem. 

Po drugie, opowiadania Tadeusza Piotrowskiego były jednymi z pierwszych, po które sięgnąłem w ramach swojej edukacji alpinistycznej i myślę, że wpłynęły na mnie bardziej niż większość później przeczytanych książek. Mam wrażenie, że nie przez przypadek do dzisiaj na hasło „wspinaczka” oczami wyobraźni widzę przede wszystkim oblodzone brody i sztywne anoraki, zimne i mokre biwaki i ciężkie kopanie się w stromym śniegu. To dla mnie kwintesencja wspinania.

Biedny ja.



Z czasem, kiedy poznałem już dość przyzwoicie historię wspinania, dotarło do mnie, że przejścia zimowe z lat siedemdziesiątych to największe sukcesy alpinistyczne w naszej historii. W jakiś sposób wykraczające poza wszystko, co Polacy zrobili wcześniej w Europie (porównywalne jedynie z pierwszymi zimowymi przejściami północnej ściany Droites i oczywiście Wielkiego Filara Narożnego, choć działania w Romsdal miały charakter bardziej eksploratorski) i jeśli chodzi o ich znaczenie i przełomowość – według mnie stoją w jednym szeregu z największymi polskimi osiągnięciami w górach wysokich i najwyższych.

 

Mam jednocześnie wrażenie, że jakkolwiek są tacy, którzy o tym pamiętają i znają tę historię, to młodzi już nie do końca zdają sobie sprawę z jej wagi. I myślę, że warto te przejścia przypomnieć, bo były to wydarzenia na miarę wielkich alpejskich sukces.w ikon europejskiego wspinania: Riccardo Cassina, Waltera Bonattiego, René Desmaisona czy Reinholda Messnera.

 

Wydaje mi się też, że Norwegia zajmuje specjalne miejsce w historii naszego wspinania ze względu na nieco inny aspekt. Ze wszystkich Polak.w działających zimą w Romsdal w latach siedemdziesiątych, pięciu nie żyje. Jeśli dodamy do tego dwie kobiety, których udziałem było pierwsze kobiece przejście Filara Trollryggen w 1968 roku, a które zginęły później w Himalajach i Karakorum – bilans jest więcej niż tragiczny. Niestety, tak samo jak tragiczny jest bilans pełnej sukces.w historii polskiego alpinizmu i himalaizmu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, gdzie wielkie radości mieszały się tak często z wielkimi tragediami…

 

* * *


Historia wspinania w Romsdal zaczęła się dość dawno, choć było to zdarzenie mające z alpinizmem niewiele wspólnego i wynikające z przyczyny dość prozaicznej, acz będącej gł.wnym motorem ludzkiego działania – ciekawości. W 1827 roku dwójka miejscowych, Christen Hoel i Hans Bjermeland, dokonała pierwszego wejścia na najbardziej charakterystyczny wierzchołek rejonu – Romsdalhorn. Kolejne wejście na ten szczyt miało miejsce 54 lata później i było zasługą człowieka, który – jak można by sądzić – jako pierwszy kierował się w dolinie Romsdal ambicjami stricte alpinistycznymi. Duńczyk Carl Hall nie tylko jako drugi wszedł na Romsdalhorn, lecz także jako pierwszy, wraz z miejscowymi norweskimi przewodnikami, stanął na szczycie najwybitniejszych gór rejonu: Store Trolltind, Kongen, Bispen i Dronninga. Były to jeszcze czasy „pierwszych wejść”, przejść graniowych, a nie era wspinaczek, których celem miałoby przede wszystkim być pokonanie ściany. Co zresztą nie dziwi, bo Ściana Trolli po prostu przytłaczała ówczesnych swym ogromem.



Trollveggen; źródło: isfjorden.com


 

W międzyczasie nieliczni Norwegowi i Anglicy (między innymi William Cecil Slingsby w latach osiemdziesiątych XIX wieku) dalej eksplorowali dolinę, zdobywając pozostałe wierzchołki oraz pokonując pomniejsze ściany zdobytych już wierzchołk.w (na przykład Romsdalhornu w 1920 roku). Mimo pierwszych prób jeszcze w XIX wieku – bardziej nacechowanych geologicznie niż alpinistycznie – za pierwsze przejście ścianowe uchodzi dopiero wspinaczka dwóch młodych Norwegów, rzecz jasna miejscowych, kuzyn.w Erika i Arne Randers Heenów. Dzięki swojemu entuzjazmowi i przekonaniu o sile młodości, wyposażeni w słaby sprzęt oraz wiedzę teoretyczną ze skautowskich książek, w końcówce lata 1931 roku zrobili wschodnią ścianę Store Trolltind linią znaną dzisiaj jako Fivaruta (czyli Droga Fiva). Drogę, która była w owym czasie najdłuższą i najpoważniejszą wspinaczką w Norwegii, przeszli z biwakiem. Kolejnych prawie trzydzieści lat minęło w dolinie Romsdal bez większych wydarzeń alpinistycznych. Położenie na uboczu Europy i dość niewielkie grono alpinistów norweskich sprawiły, że dopiero w 1958 roku podjęte zostało pierwsze wielkie wyzwanie doliny. Trwała walka o najwybitniejszą formację skalną Romsdal – wschodni Filar Trollryggenu, czyli lewe ograniczenie Trollveggen (Ściany Trolli). Ta licząca ponad tysiąc sześćset metrów przewyższenia formacja, mimo niewielkiej wysokości bezwzględnej, jest prawdopodobnie jednocześnie najdłuższą i najwyższą tego typu w Europie.

 

W 1958 roku odbyło się pięć różnych prób przebycia Filara. Trzy z nich miał na swoim koncie ponad pięćdziesięcioletni już Arne Randers Heen, autor pierwszego przejścia Fivaruty, tym razem wraz z Ralphem Høibakkiem. Jeszcze w tym samym roku po raz kolejny weszli w ścianę. Przejście zajęło im szesnaście godzin z biwakiem. Poprowadzona przez nich droga jest trudna logistycznie, kluczy od prawego do lewego skraja, zmieniając kierunek czterokrotnie. Długie trawersy i skalne bariery tworzone przez gładkie i lite płyty sprawiają, że linia już w chwili pokonania stała się jednym z najpoważniejszych problemów alpinistycznych całej Europy. Długość wspinaczki (w zależności od źródeł: do 3200 m), skrajne szóstkowe trudności oraz (wtedy) hakowe fragmenty uczyniły z niej od razu wizytówkę wspinania w Norwegii. Heen napisał artykuł na ten temat, a informacja o 1600 metrowym filarze i pionowej ścianie „wysokiej na milę” wzbudziła zainteresowanie angielskich wspinaczy.

 

W ciągu mniej więcej dekady droga biegnąca Filarem doczekała się około dziesięciu powtórzeń (w tym Polek, oczym za chwilę), a dokładnie w dziesięciolecie pionierskiego przejścia zespół pierwszych zdobywców (Heen miał wtedy 63 lata) powtórzył ją w czasie krótszym niż jedenaście godzin. Ostatnim autorskim projektem Heena wraz z Svendsaasem i Eiknemem była wschodnia ściana Søndre Trolltind (Semletind) – zaledwie czwórkowa, ale za to o długości prawie 2,5 kilometra.

 

Wróćmy jednak do Trolli. Jako że najwybitniejsza formacja nie była już dziewicza, kolejnym naturalnym celem stała się Ściana Trolli (Trollveggen), wysoka – w zależności od miejsca – na 1100 do 1500 metrów. Wyścig o jej przejście rozpoczął się na poważnie w lipcu 1965 roku. Pod ścianą pojawiły się dwa zespoły. Najpierw przybyli młodzi Anglicy z północnego zakątka kraju, zrzeszeni w Rimmon Club. Byli to John Amatt, Tony Howard, Tony Nicholls i Bill Tweedale, wspomagani przez kolegów niebiorących udziału w finalnym przejściu. Jeszcze wcześniej, w marcu (prawdopodobnie kiedy Anglicy pod kierownictwem Toma Patey podjęli pierwszą zimową próbę przejścia Fivaruty), Tony Howard osobiście przyjechał na rekonesans i stwierdził, że możliwe do pokonania są jedynie dwie linie: wyraźne zacięcie tuż na prawo od Filara Trollryggen oraz skośne zacięcie w dalszej, prawej części ściany. Anglicy zdecydowali się na tę drugą opcję.

 

Pierwsza próba miała miejsce dokładnie w połowie lipca i przyniosła kilkaset metrów trudnego wspinania. Niestety, będąc już ponad formacją, którą ochrzcili mianem The Great Wall, zespół dostał się w sam środek kilkudniowego załamania pogody i opadu śniegu z deszczem. Wycof okazał się epopeją samą w sobie i trwał aż dwa dni. Niestety, wyziębiony i odmrożony Nicholls, który w dużej mierze prowadził odwrót, zrezygnował z dalszych działań. Już we trójkę alpiniści 18 lipca weszli w ścianę, by po sześciu dniach osiągnąć szczyt. Tak powstała Rimmon Route, a formacje, którymi biegnie, zostały przez Anglików skrupulatnie ochrzczone i są najlepiej znanymi fragmentami ściany. Nazwy: The Nick, Great Wall, Narrow Slab, Central Basin, Black Cleft czy Summit Gully niejednokrotnie powtarzać się będą także w napisanych później przez Tadeusza Piotrowskiego opowiadaniach.

 

Kiedy Anglicy wycofywali się po nieudanej próbie, odkryli, że na pierwszej z linii wypatrzonych wcześniej przez Howarda próbują swych sił najlepsi ówcześni alpiniści norwescy: Leif Pettersen, Odd Eliassen, John Teigland i Ole Enersen. Ich wspinaczka trwała łącznie jedenaście dni i skończyła się o dzień wcześniej od angielskiej. W ten sposób stała się pierwszą drogą na ścianie. Gospodarze górą!


Droga Norweska i Droga Angielska - Rimmon Route; żródło: needlesports.com


 

Rok 1965 wprowadził więc alpinizm w Norwegii w zupełnie inny wymiar. Nim jednak przyjechali tu Polacy, do gry włączyli się jeszcze Francuzi, którzy w lecie 1967 roku spędzili w ścianie dwadzieścia jeden dni, pomiędzy drogami Angielską i Norweską. Zresztą okres ten był dla alpinizmu w Romsdal przełomowy pod względem obfitości działań wspinaczkowych.

 

Yves Boussard, Jérôme Brunet, Patrick Cordier, Claude Deck i Jean Fréhel to ówczesna czołówka francuska. Ich droga zaś jest niemal idealną direttissimą i pod taką właśnie nazwą często występuje w literaturze przedmiotu. Jak na owe czasy była linią unikalną, prawdopodobnie najtrudniejszą bigwallową w Europie. Kto wie, być może w 1967 roku nawet na świecie? 1200 metrów pionowego lub przewieszonego wspinania, skrajnie trudna hakówka (A4), skrajne trudności klasyczne. Zespół był przygotowany bardzo profesjonalnie, nie było miejsca na błąd. Liczne poręczówki, które umożliwiały im wspinaczkę w stylu kapsułowym oraz gotowość na ewentualny wycof przysporzyły im też sporo krytyki – uznano to za skazę na osiągnięciu, skazę niegodną stylu alpejskiego. Nie da się jednak nie zauważyć, że z uwagi na sprzęt, jakim w latach sześćdziesiątych dysponowali alpiniści (i na przykład brak portaledge’ów), ściana po prostu wymusiła na nich takie a nie inne działanie. Pamiętać trzeba, że przez jakiś czas Francuzi wspinali się w załamaniu pogody, a było to możliwe dzięki temu, że kluczowe 800 metrów ściany w tym miejscu jest częściowo przewieszonych…

 

Natychmiast znaleźli się chętni na powtórzenie drogi, między innymi Ed Ward-Drummond, który trzykrotnie próbował swoich sił. Bezskutecznie. Drugie przejście, zaledwie ośmiodniowe, stało się w 1971 roku udziałem innych Brytyjczyków, Bena Campbell-Kelly’ego i Briana Wyvilla. Kosztowało ich ono niezwykle dużo wysiłku i wymusiło stosowanie wymyślnych technik sztucznych ułatwień. Stylowo było bliskie ideału. 

 

W tym samym roku, kiedy swój sukces odnotowali Francuzi, inny zespół: Rusty Baillie i znany nam już John Amatt wytyczył bardzo trudną hakową drogę na Søndre Trolltind (Semletind), ścianie położonej na lewo od Filara Trollryggen. Mimo sporej długości drogi, pierwsze 750 metrów to łatwe podejście, a kumulacja trudności technicznych ogranicza się do kilkuset metrów. Gdyby nie ten fakt, linia konkurowałaby o miano najpoważniejszego wielkościanowego wyzwania Europy z Drogą Francuską. Dwa lata później tuż obok powstały dwie kolejne, niełatwe linie, a w 1975 roku droga Amatta i Bailliego otrzymała pierwsze powtórzenie potwierdzające jej ogromną klasę. Koniec lat siedemdziesiątych przyniósł tam więcej sukces.w, w tym zespołów czeskich i słowackich. 

 

Także w 1967 roku tuż obok pokonane zostały dwa z trzech największych filarów rejonu (poza Trollryggen). Współautorzy drugiej chronologicznie drogi – Tony Howard i Bill Tweedale – najpierw we dwójkę pokonali ponaddwukilometrowej długości wschodni filar Breitind, który dziś jest jednym z klasyków rejonu, a następnie przeszli wschodni filar Søndre Trolltind (Semletind), wraz z Robertem Holtem i Wayne’em Gartside’em. Rok 1967 przyniósł zresztą wiele innych ciekawych pierwszych przejść w Romsdal, między innymi na Goksøyra, Kalkstråtind, Kongen, Norefjell, Nordre Trolltind i jeszcze kilku innych ścianach i szczytach. Warto wspomnieć, że zimą 1967 roku Anglicy (głównie Anthony Howard) weszli na kilka mniej znaczących szczytów w dolinie, także nowymi drogami (między innymi południowo-zachodnim filarem Holstind czy południowym filarem Mjelvafjellet). 

 

W roku 1967 miało miejsce jeszcze jedno ważne letnie przejście. Tym razem po raz pierwszy, za sprawą trzech Anglików (Johna Tangera, Briana Thompsona i Davida Walsha) padła prawie kilometrowa południowa ściana Mongejury (6, A2). Rok później Thompson i Tanger wrócili na ścianę wraz z Mike’em Burke i pokonali jeszcze trudniejszą (A4) ścianę południowo- zachodnią tak zwanym Zachodnim Zacięciem. W 1976 roku droga południową ścianą została powtórzona, a większość wyciągów przebyto klasycznie, jednakże z tego co wiem, do dziś znajdują się na niej odcinki hakowe…


(...)


 

Trollveggen. Polska ściana - cz. 2

Trollveggen. Poska ściana - cz. 3


KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com