O błędzie pierworodnym, kominach i kąsającej szorstkiej skale
Mamy kolejną książkę górską. Tym razem jest to debiut, i to w dodatku autora polskiego. Przedstawiamy: Tomasz Hreczuch „Prostowanie zwojów” wydawnictwo Stapis.
Wspinaczkowy żywocik autora („Dobrze się wspinał, ale przestał” – tak powiedział o nim jego instruktor) nie różnił się zbytnio od wspinaczkowych biografii wielu z nas. Najpierw chodził (a raczej biegał) na górskie wycieczki, zobaczył het wysoko w ścianie sylwetki... kurs skałkowy, tatrzański, trauma spowodowana bliższym zapoznaniem się ze środowiskiem wspinaczkowym, pierwsze pokonane wyciągi, pierwsze zaliczone loty. A potem praca i tzw. dorosłe życie. Czyli nic ciekawego, same wydeptane ścieżki. Żadnych mrożących krew w żyłach górskich przygód, żadnych dramatów... Zatem o czym tu pisać?
Można o drobiazgach i codzienności, o małych zachwytach i kameralnych przygodach. Byle z talentem. A Hreczuch pisze świetnie. Jeszcze nie rozwinął skrzydeł jako pisarz (chyba że w jego szufladach zalegają dziesiątki powieści), a już dorobił się bardzo indywidualnego stylu – pełnego werwy, dowcipu i lekkości. Bez względu na to, czy opisuje pierwsze nieudolne wspinaczkowe próby czyszczenie komina, czy nieplanowaną defekację w ścianie, nie można się oderwać się od lektury, opanować uśmiechu i śmiechu.
Jednak ta książka to nie tylko śmichy chichy. Nie obca jest autorowi głębsza refleksja nad istotą tak dziwnej aktywności jak wspinanie, a i życie. Dokonuje jej jednak na swój Hreczuchowy sposób – prosto, bezpretensjonalnie i inteligentnie, egzaltacji w żadnym wypadku w tym nie ma, a dzięki temu prawdziwe to jakieś i takie, że podzielamy, jak najbardziej podzielamy... Dodatkową zaletą jest dystans do siebie i swoich poczynań. I skromność. Może nawet zbyt duża?
Dodać koniecznie należy, że to opowiadania z kluczem. Wiele uciechy będą mieli przedstawiciele środowiska wrocławskiego, rozpoznając schowanych za pseudonimami luminarzy szkolenia i wspinania. Może się nie obrażą...
Umówmy się, nie powstało dzieło na miarę „Miejsca przy stole”, Tomasz Hreczuch nie ma bowiem pretensji do ogarnięcia jakiegoś większego kawałka wspinaczkowej rzeczywistości (tej nieco minionej), w tle nie hula wiatr historii (no, może trochę pogwizduje), stron nie zaludniają wybitne wspinaczkowe osobistości (chociaż jakaś się znajdzie). Tę garść wspomnień, czyta się jednak dobrze, z uczuciem radości. Ich autor, Tomasz Hreczuch, zabłysnął zaś na górsko-literackim firmamencie, dotrzymując kroku Wilczkowskiemu czy Tumidajewiczowi.
Beata Słama
Tomasz Hreczuch, „Prostowanie zwojów”, wyd. Stapis i Annapurna 2006
"Góry", nr 12-01 (139-140), grudzień-styczeń 2005/2006
(kg)