Nie jest łatwo o wygodny plecak, a źle dobrany może zepsuć przyjemność z wycieczki. Mam sporo modeli różnych firm i choć żaden nie jest perfekcyjny, to niektórym bardzo blisko do ideału. Jednym z tych godnych polecenia jest Thule Versant, w którym nie znalazłam na razie istotnych wad.
Za to jego główną jego zaletą jest komfort i wygoda w noszeniu. Jeżeli chodzicie dużo po górach, prawdopodobnie znacie ten ból, kiedy plecak nie leży na plecach tak, jak powinien – szelki są zbyt wysoko albo za nisko, a pas biodrowy jest zbyt duży lub za mały. Thule zażegnało ten problem, wprowadzając system nośny BioWrap, który znacznie ułatwia dopasowanie plecaka do własnych potrzeb oraz, jak czytamy na stronie producenta, „zapewnia równomierne rozłożenie ciężaru i bardziej wygodne noszenie”. Regulacja nie jest skomplikowana ani czasochłonna – wystarczy ustawić w odpowiednim miejscu dobrze oddychający panel tylny i pas biodrowy, których fragmenty trzymają się na rzep. Pomaga przy tym orientacyjna rozmiarówka z tyłu plecaka. Z kolei pas piersiowy można ustawić w jednej z czterech pozycji.
Plecak jest praktyczny i świetnie przemyślany pod względem organizacji miejsca. Z obu stron pasa biodrowego znajdują się przewiewne, zamykane na zamek kieszenie, które spokojnie pomieszczą zarówno kanapkę czy batonik, jak i telefon – wszystko, co trzeba mieć pod ręką najlepiej schować właśnie tam. Po bokach plecaka są miejsca na bidony i termosy. Wygodny dostęp do butelek mamy zarówno od góry, jak i z boku kieszeni. Poza tym wewnątrz plecaka znajdziemy komorę na bukłak (ok. 3 l), a na szelkach gumki do mocowania rurki. Jest to udogodnienie, które częściej spotyka się w małych modelach biegowych, a nie w tych większych, przewidzianych na wędrówki.
Najwięcej dzieje się z przodu plecaka. Dużym plusem Thule Versant jest możliwość łatwego dostępu do jego zawartości. U-kształtne rozpięcie dwustronnym zamkiem eliminuje potrzebę wyjmowania całego bagażu, aby dostać się do zapasowej koszulki czy śpiwora schowanego w dolnej przegrodzie (możliwej do usunięcia). Na odpinanej w ten sposób „klapie” znajduje się zewnętrzna przegroda, z boku zapinana na zamek, a od góry na sprzączkę. Są też oczywiście tasiemki do przytroczenia kijków czy czekana lub do mocowania bagażu od spodu plecaka.
Główna atrakcja kryje się natomiast w górnej klapie, której po odpięciu można używać jako torby. Ten patent nie jest niczym nadzwyczajnym, wielu producentów oferuje takie rozwiązanie. Jednak w Thule Versant jest ono naprawdę wygodne w użyciu, a taśma ma miękką poduszkę na ramię. Prostą instrukcję składania torby znajdziecie pod pokrywą, a potrzebny do tego pasek – w jej większej kieszeni. Skoro już o klapie mowa, to ta ma aż trzy kieszenie: dwie zewnętrzne i jedną wewnętrzną.
Do plecaka jest również dołączona bardzo przydatna osłona przed deszczem, na którą przewidziano jedną z kieszeni w klapie… Co jednak trochę ogranicza jej pojemność. Oczywiście można płachtę przechowywać gdzie indziej, ale wtedy narazimy ją na podarcie. Chociaż nie jest to duży problem, brakuje mi dedykowanej przestrzeni na tę osłonę.
Thule Versant dostępny jest w dwóch kolorach (niebieskim i brązowym), trzech rozmiarach (50 l, 60 l, 70 l) oraz w wariantach damskim i męskim. Chociaż jestem w posiadaniu tego modelu relatywnie krótko, z czystym sumieniem poleciłabym go wszystkim poszukającym solidnego plecaka w góry i nie tylko.
Kieszenie i przegrody: 6 • Materiał: nylon 400D • Technologie: BioWrap – system nośny • Wymiary: 35 × 33 × 70 cm • Pojemność: 60 l • Waga: 1640 g • Cena: 1059 zł