baner
 
 
 
 
baner
 
2016-07-18
 

Tatrzańskie Opętanie powtórzone!

Zaledwie niecałe trzy tygodnie czekało Opętanie na pierwsze powtórzenie.



Kiedy pod koniec czerwca donosiliśmy wam o powstaniu najtrudniejszej linii wspinaczkowej w Tatrach, wiedzieliśmy że zarówno cyferka X jak i jakość drogi beda ogromnym magnesem dla tatrzańskich wspinaczy. Wiadomym było, że tylko kwestią czasu jest pojawienie się na drodze kolejnych zawodników.

 

Jednak raczej mało kto przewidział nazwisko pierwszego z mocarzy, który upora się z Opętaniem. Autorem pierwszego powtórzenia jest bowiem Adam Karpierz (Heartbeat, Headcrash, Motion Lab, Friction, KS Korona) dla którego była to PIERWSZA [sic!] wspinaczka w Tatrach w jego bądź co bądź długiej wspinaczkowej karierze.

 

„Pomysł wyjazdu w Tatry kiełkował w mojej głowie już od dawna” - przyznaje Gaduła - „Jednak data nigdy nie była sprecyzowana. No cóż! Odwiedziłem kilkanaście krajów w celach wspinaczkowych, ale w Moku nie pamiętam, abym był choćby na spacerze. Bezpośrednią inspiracją do wyjazdu była wiadomość, że powstała nowa droga na Ministrancie.”

 

 

Adam wraz z Kasią Cieślak zjawili się więc w Tatrach. Po sporych perypetiach wynikających z raczej niewielkiego górskiego doświadczenia zespołu udało się dotrzeć pod ścianę jak również zaznajomić się z kluczowym wyciągiem. Pomocni w tym byli napotkani w ścianie Olga Kosek i Marcin Gąsienica-Kotelnicki, którzy akurat pracowali nad kluczowymi miejscami drogi. Kolejnego dnia plan Adama był prosty - jak najszybsze przejście Opętania:

 

„Wiedziałem, żeby zwiększyć swoje szanse na Opętaniu w 1 dzień będę musiał odłożyć dumę i olać próby OS i bezbłędnie wspinać się podczas drugich prób, a i to nie gwarantowało sukcesu…”

 

Oddajmy głos naszemu bohaterowi:

 

„Pierwszy wyciąg jest absolutnie świetny! Około 30m ciągowego wspinania w pionie i lekkim przewisie, zakończony bardzo czujnym skradaniem na nogach w lekkim połogu. Skała solidna, a ruchy ciekawe. Z pewnością w sportowym rejonie byłby to klasyk! 2 próba przebiega gładko i zapasem.”

 

„Drugi wyciąg jest krótki i boulderowy. Po odnalezieniu chwytów po pierwszej wstawce robię 5 min resta na czekoladę i przechodzę całość  z zapasem w drugiej próbie. Jako, że najtrudniejszy jest pierwszy ruch nad półką i nie męczy, aż tak bardzo jak pierwszy wyciąg po konsultacjach z autorami proponuje lekką korektę wyceny tego wyciągu na IX-.”



 

Jednak kluczowy wyciąg był ciagle przed nim:

 

„W końcu dochodzę do gigantycznego przewieszenia, a zabawa naprawdę się rozpoczyna! Typ wspinania jest bardzo atletyczny. Chwyty cały czas są dobre, a ruchy można by robić choćby na rękach, ale z drugiej strony gdzieniegdzie wstawiając nogi nie czuje się dużej różnicy. Do tego jest to całkiem długi wyciąg. […] Decydująca próba wygląda jednak zupełnie inaczej niż ją sobie zaplanowałem. Trudne miejsce na początku wchodzi łatwo, łatwe miejsce w połowie wchodzi trudno. Rest pozwala się trochę uspokoić, ale o zerowaniu nie ma mowy. Następnie wkraczam w długi łatwiejszy teren. Tutaj kaczki zaczynają palić jak oszalałem, a ręce otwierać. Doping Kasi dodaje mi skrzydeł, wiem że jesteśmy tu tylko dla tej jednej próby i że następnej nie będzie. Spontanicznie pomijam kilka wpinek pod rząd by cudem dojść do resta przed kluczowym boulderkiem na końcu wyciągu. Tutaj ledwo wiszę, miażdżę sobie lewą piętę byleby jak najbardziej odciążyć ręce. Przypominają mi się godziny spędzone na treningu i podobny ból gdy między obwodami na moonboardzie zamiast na krzesełku jak Pan Bóg przykazał restowałem na klamach w lekkim przewieszeniu. Tylko teraz przewieszenie to dach. Wiem, że końcówka nie jest dla mnie trudna, z drugiej strony przypominają mi się opowieści o tym jak chłopaki spadali tam po kilka razy. Odsuwam jednak te myśli, ból przestaje istnieć, a między sukcesem, a porażką jest ostatnia prosta. Wzbudzam w sobie pobudzenie niczym w strefie przed startem w zawodach i ruszam automatycznie na ostatnią sekwencję którą znam najlepiej z całej drogi. Wiem, że czas jest ograniczony, więc nawet nie myślę o wpinkach czy magnezjowaniu. Po chwili pokonuje oblaki i łapie dobrej kostki z której to przerzucam nogi za kant gigantycznego przewisu. Przez głowę zbyt wcześnie przelewa się strumień szczęścia i jakby na potwierdzenie tego mózg zaczyna wysyłać informacje o krytycznym stanie przedramion. Ostatnie ruchy choć każdy coraz łatwiejszy robię prawdziwą siłą wiary, zarzucając całym ciałem jak worem ziemniaków. Z okrzykiem zwycięstwa czekam do wpięcia liny do stanu.”

 

 

Tym przejściem Adam udowodnił że nie trzeba urodzić się Taternikiem żeby wspinać się w Tatrach na najwyższym poziomie;-) Formę na tatrzańskie ekstremy można wypracować również na sklejce i westowych rejonach wspinaczkowych:-). Wielkie gratulacje!!!

 

Więcej o przygodach Adama na Opętaniu przeczytacie na jego BLOGU.

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com