baner
 
 
 
 
baner
 
2004-10-29
 

Rafał Moucka

Pierwszy po dłuższej przerwie wywiad z autorem jednych z najtrudniejszych dróg na polskim wapieniu. "Przestałem wyceniać moje realizacje".


Przestałem wyceniać moje realizacje

Piotr Czmoch: Po okresie, w którym było o tobie głośno, nadszedł czas twojej nieobecności w mediach. Co było tego przyczyną?

Rafał Moucka: Tak, to prawda. Straciłem zainteresowanie reklamowaniem swoich sukcesów w prasie. Nie znaczy to bynajmniej, że odpuściłem w tym okresie wspinanie! Wspinałem się dużo i intensywnie, ale po prostu nie chciało mi się o tym krzyczeć... A media są takie, jakie są: "jeżeli sami o sobie nie napiszemy, to nikt o nas nie napisze". W tym czasie zrobiłem sporo ciekawych dróg, starając się przede wszystkim poprawić pewną słabość w moim wspinaniu - długi czas potrzebny na rozpracowanie drogi pod przejście RP. Myślę, że ten tryb treningu wyszedł mi na dobre, a efekty nadal procentują. Niejako przy okazji tego typu treningu zrobiłem w bardzo krótkim czasie wiele dróg w okolicach stopnia VI.6, często w pierwszej próbie, jedynie po zawieszeniu ekspresów lub spalonej próbie flash.

Wspinałeś się wyłącznie w polskich skałkach, z którymi twoje nazwisko jest kojarzone, czy wizytowałeś też West?

Wspinam się głównie w Polsce, ale nie wyłącznie. Moja osoba kojarzy się z polskimi skałami, ponieważ mam tutaj dużo lepsze wyniki niż za granicą. Moje wyjazdy na West są na ogół krótkie i nie pozwalają na jakiś poważniejszy wynik. Wiadomo, że to nie przychodzi samo - trzeba się rozwspinać w nowej formacji, wybrać jakiś cel, patentować, następnie przystawiać się do drogi, a tego nie da się zrobić w ciągu kilku dni. Można zrobić wynik w stylu OS, który nie jest moją mocną stroną, ale osiągnięcie rotpunktowe tak szybko nie przychodzi. Niestety, w tym roku byłem tylko na dwóch krótkich wyjazdach wiosną, później nie udało mi się już wyjechać. Ponownie skupiłem się więc na tym, co mam najbliżej, czyli naszej Jurze. Wyników na Weście nie było, ale powspinałem się po trudnych drogach i zobaczyłem to, co mnie interesowało. Ogólnie jestem z tych wyjazdów zadowolony.

Czy zrobiłeś w takim razie jakieś ciekawe drogi w stylu on sight?

On sight nie jest moim ulubionym stylem wspinaczkowym. Nie dlatego, że mi nie idzie, czy też mam awersję do tego sposobu wspinania. Po prostu nie potrafię się maksymalnie sprężyć przy wspinaniu bez znajomości. Nie potrafię zaangażować się w stu procentach, tak jak przy wspinaniu RP. Czasem próbuję popracować nad tym, ale nie mam ku temu zbyt wielu okazji.

A jak radzisz sobie ze sponsorami?

Od lat związany jestem z firmą Milo i przede wszystkim ta firma pomaga mi finansowo wspinać się intensywnie przez cały rok. Jest jeszcze kilka innych firm, które zaopatrują mnie w sprzęt wspinaczkowy, prosząc o testowanie i dzielenie się uwagami na temat ich nowych produktów. Przez kilka ostatnich sezonów używałem butów Boreal i sprzętu Lhotse, a ostatnio także firmy Climbing Technology.

Większość twoich dróg to linie krótkie lub mające trudności na samym początku. To reguła czy raczej przypadek?

Muszę przyznać, że znacznie bardziej lubię wspinanie po drodze, na której trudność stanowi wykonanie kilku skrajnie trudnych przechwytów niż tam, gdzie trudność polega na wytrzymaniu ciągu średnich przechwytów. Od jakiegoś czasu zacząłem wspinać się praktycznie wyłącznie po własnych projektach. Jeśli chodzi o skrajnie trudne drogi, to jakoś tak przypadkowo składa się, że rzeczywiście wiele z nich ma trudności nisko nad ziemią, ale nie jest to regułą, gdyż chociażby na takiej Arachnofobii im wyżej, tym trudniej...











Twoje najciekawsze drogi ostatnich dwóch lat to Sen Astralny na Głowie Cukru i Mental Terror na Okręcie. Obie znajdują się na Górze Kołoczek. Jak dużo czasu na nie poświęciłeś?

Ubiegłoroczny Sen Astralny, jak na drogę o takich trudnościach, puścił stosunkowo szybko, czyli po około dwóch, trzech tygodniach. Natomiast Mental Terror to problem dosyć stary i wymęczony. Wynaleziony został dawno temu przez "Kuchara", który  zainspirował mnie do pracy nad tym kawałkiem skały. Pierwszy raz pojawiłem się pod nim jakieś pięć lat temu. Każdego roku poświęcałem na tę drogę około dwóch do trzech tygodni, ale dopiero w tym roku poczułem, że poprowadzenie projektu tak naprawdę jest w moim zasięgu.

Jaki jest charakter obu tych nowych dróg?

Sen Astralny to bulderowy start z bardzo trudnymi ruchami po odciągach i najtrudniejszym ruchu polegającym na wejściu w podchwyt. Zaraz po przejściu trudności tej drogi wchodzimy bez możliwości odpoczynku w trudności Krzyku Wapienia VI.5+, przez co droga nabiera bardziej ciągowego charakteru.
Mental Terror to bulderowe przechwyty w przewieszeniu. Droga ma pięć trudnych ruchów oraz łatwą końcówkę. Wśród tych pięciu ruchów każdy następny jest trudniejszy od poprzedniego. Najtrudniejszy z tych przechwytów jest strzałem z bardzo śliskiego oblaka do dziurki na jednego palca. Problem polega na tym, że jest to daleki ruch, a dziurka, do której się strzela, jest bardzo mała i ciasna. Jednocześnie przy wbijaniu się w ten chwyt, trzeba kciukiem złapać inną kiepską dziurkę na podchwyt i razem je ze sobą ścisnąć. Jest to zadanie trudne do zrealizowania fizycznie i psychicznie, a musi nastąpić jednocześnie w ułamkach sekundy. Chwyty są naprawdę najmniejsze, jakie można sobie wyobrazić. Nawet gdyby ta droga była pionowa, to i tak pewnie miałaby ze VI.6. Tymczasem jest mocno przewieszona...

Czy Mental Terror  jest trudniejszy niż Pandemonium?

Spodziewałem się tego pytania (śmiech). Pandemonium jest drogą o zupełnie innym charakterze. Jest dłuższa, bardziej ciągowa i przez to posiada bardziej poważny charakter...

A gdybyś jednak musiał porównać trudności tych dróg?

Trudność w odpowiedzi na to pytanie polega na tym, że te dwa prowadzenia dzieli od siebie kilka lat treningu. Ciężko porównać mój zapas siły i wspinanie z okresu Pandemonium do tego, którym dysponuję dzisiaj. W czasie, kiedy próbowałem Pandemonium znany był mi projekt na Okręcie i wtedy ten drugi wydawał mi się dużo trudniejszy. Dlatego wybrałem problem w Podzamczu. Wydaje mi się, że miejsce na Mental Terror jest znacznie trudniejsze od tego na Gołębniku, ale pokonanie Pandemonium stanowi dużo poważniejsze zagadnienie wspinaczkowe.

Jesteś znany z radykalnych poglądów dotyczących ingerencji w naturalną rzeźbę skały. Możesz trochę przybliżyć swoje poglądy? Nie będę ukrywał, że chcę wywołać tym pytaniem "wilka z lasu"...

Od dawna moje poglądy na ten temat się nie zmieniają i są powszechnie znane: używanie dłuta bądź betonu do poprawiania istniejącej na skale rzeźby uważam za akt wandalizmu i brak poszanowania nie tylko dla skały i przyrody, ale także dla lepszych od siebie wspinaczy. Jednak ostatnio pojawił się nowy problem w polskich skalach, jakim stało się poprawianie rzeźby na... drogach już istniejących! I o ile od dawna znany był problem rozkuwania chwytów na drogach, ostatnio pojawiły się pomysły, które moim zdaniem zasługują na to, aby wyraźnie je potępić. Mówię o pomysłach tworzenia nowych dróg poprzez zaklejanie chwytów na drogach już istniejących. Mam nadzieję, że sprawcy ostatnich kontrowersyjnych wydarzeń nie znajdą naśladowców i tego typu zdarzenia nie staną się plagą. Niestety, mnie osobiście także dotknęło w ostatnim czasie tego typu zdarzenie. W czasie robienia zdjęć na drodze Mental Terror, w zaledwie trzy tygodnie od jej powstania, okazało się, że jeden z ważniejszych chwytów na drodze został lekko, ale znacząco naruszony. Na szczęście da się go bez większego problemu przywrócić do stanu pierwotnego i droga będzie znowu taka, jaką poprowadziłem. Jednak sam fakt, iż ktoś już dopuścił się takiego czynu jest zatrważający...

Wróćmy jeszcze do Snu Astralnego. Pojawiła się ona w cieniu Mental Terror, a chyba jest również warta uwagi z racji swojej trudności. Dlaczego tak późno o niej powiedziałeś publicznie?

To był otwarty projekt, jednak wiedziałem, że ktoś się do niego od czasu do czasu przystawia. Chciałem uniknąć jakichkolwiek podejrzeń, że ukradłem komuś projekt czy też nie uszanowałem prawa rezerwacji. Dlatego stwierdziłem, że odczekam jeszcze rok i jeżeli okaże się, że na projekcie nikt poważnie nie pracuje, to powiem oficjalnie o moim prowadzeniu. I tak się też stało. Przed poprowadzeniem Mental Terror była to na pewno najtrudniejsza droga w Podlesicach!

Jakie są twoje propozycje wycen dla tych dróg?

Od jakiegoś czasu zaprzestałem wyceniania dróg, które prowadzę. Ostatnią drogą, której nadałem wycenę, było Pandemonium. Stwierdziłem, że jest to najtrudniejsza droga, jaką miałem przyjemność zrobić i że jej trudności przekraczają wszystkie znane mi stopnie trudności. Aby mieć dystans do innych dróg, które miałem wówczas na koncie, czyli VI. 7 i VI.7+, nadałem wysoką wycenę VI.8. Czy jest ona adekwatna, czy nie, czas pokaże. Jak dotąd, pomimo prób wielu zawodników na tej drodze, nikomu nie udało się potwierdzić bądź zaprzeczyć mojej propozycji. Wielu ludzi, którzy tej drogi nie zrobili i nawet nie wiem, czy próbowali, zaniżało jej wycenę. Pojawiły się nawet głosy, że jest to VI.4+ z jednym trudnym przechwytem. Stwierdziłem wówczas, że skoro środowisko reaguje w tak zawistny sposób na poprowadzenie nowych, trudnych dróg, to ja nie będę takich robił. Przestałem więc wyceniać moje realizacje. Zostawiam to innym, samemu delektując się jedynie ich trudnością, a nie walką o cyferki. O trudnościach tych dróg najlepiej wypowie się ilość powtórzeń...

Droga VI.7+, o której przed chwilą wspomniałeś, to Wszystko na Sprzedaż. Tak się składa, że otrzymała ona w tym roku prowadzenia i pojawiły się głosy, że być może ma za wysoką wycenę. Jeżeli to się potwierdzi, to czy Pandemonium nie powinno zostać automatycznie przecenione?



Wcale tego nie wykluczam. Wycena VI.8 jest tylko propozycją autora. Kolejne prowadzenia powinny ją zweryfikować. Problem z wyceną dróg z górnej granicy, czyli od VI.7 w górę, polega na tym, że zostały one wycenione, aby nabrać do nich dystansu, podkreślić ich trudny charakter. Jeżeli jedna z nich zostaje przeceniona, wyceny innych również mogą polecieć w dół. To miało już miejsce z niektórymi drogami VI.7 i może się przecież zdarzyć ponownie. Zawsze trzeba mieć świadomość, że przy wycenach z górnych poziomów tabeli trudności, może występować pewna granica błędu. Powodów jest wiele - w przypadku polskiego wspinania mam na myśli głównie fakt, że stosunkowo mała liczba wspinaczy pokonuje stopień VI.7, a i dróg o tym stopniu jest w Polsce niewiele. Dziś, po tych kilku latach, jakie dzielą mnie od pokonania Pandemonium, nabrałem pewnego dystansu do dróg wycenionych na VI.7 czy VI.8. Uważam, że być może jednak skala wspinaczkowa trochę się nam "rozjechała" w tych górnych granicach trudności... Jednak nie mi to oceniać, gdyż zdaję sobie sprawę, że ja również przyczyniłem się do stworzenia tego monstrum. Pomimo tego nadal uważam, że Pandemonium było swojego rodzaju przełomem we wspinaniu na Jurze. Nie tylko ze względu na niespotykane dotąd trudności. Udało mi się udowodnić, że wciąż jest możliwość tworzenia trudnych dróg bez ingerencji w naturalną rzeźbę skały, bez używania dłuta czy malowania ograniczników.

Zostawmy może już te trudne tematy i przejdźmy do bardziej przyziemnych. Gdzie trenujesz?

Odkryłem ostatnio ściankę w czeskiej Ostrawie. Mieszkam blisko granicy z Czechami i mam tam bliżej niż na jakąkolwiek sensowną ściankę w Polsce. Ponadto jest to bardzo dobry obiekt treningowy, znacznie lepszy niż wszystkie, jakie istnieją na Śląsku.

W tle naszej rozmowy słyszymy relację "na żywo" zawodów z Tarnowa, więc nie mogę się powstrzymać od następnego pytania. Wygrałeś ostatnio zawody bulderowe w Ostrawie. Czy to znaczy, ze interesują cię starty w zawodach?

(śmiech) Nie. To były lokalne, koleżeńskie zawody i start w nich o niczym nie świadczy. To była raczej zabawa. Ponadto było to moje pierwsze wspinanie po przerwie zrobionej po zakończeniu letniego sezonu. Jednak muszę przyznać, że Czesi są mocnymi zawodnikami i nawet na takich lokalnych zawodach trzeba nieźle zawalczyć.

Wracając do treningu. Czy trenujesz zimą pod konkretne problemy?

Oczywiście. Trening układam pod sprecyzowane cele, ale nie są nimi konkretne drogi czy problemy. Podporządkowuję go pod te strony wspinania, które chciałbym u siebie wzmocnić. To pozwala mi przygotować się jednocześnie do kilku problemów, które mam w planach na dany sezon i zaoszczędza rozczarowań w przypadku porażki na jednym, konkretnym projekcie..

A jakie masz plany na przyszły rok?

Chciałbym się trochę powspinać poza granicami Polski, ale z tym nigdy nic nie wiadomo. Moje życie tak się poukładało, że wciąż mogę się dużo wspinać, ale niestety nie bardzo mogę na długo wyjeżdżać. Ciężko się zmobilizować do przystawek na konkretnej drodze, gdy jest mało czasu i kiedy nie wiem, za jaki czas się ponownie pod nią zjawię. Dlatego najważniejsze jest dla mnie skupienie się na kilku projektach, które chciałbym zrealizować na naszej Jurze.

Zdradzisz, jakie to projekty?

Oczywiście. To żadna tajemnica. Przede wszystkim są to: linia na lewo od Mental Terror, słynne VII.1 na Jastrzębniku (znowu ukłony dla "Kuchara" za wizjonerstwo) oraz projekt na lewo od Pandemonium na Gołębniku.

Miejmy nadzieję, że szybko usłyszymy o ich pokonaniu. Dziękuję za rozmowę.

Tekst i zdjęcia: Piotr Czmoch

"Góry", nr 10 (125), październik 2004

(kb)

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com