Zapytana o to, kim byłaby, gdyby nie została zawodową wspinaczką, Nina Caprez odpowiedziała: „Profesjonalną marzycielką”. Patrząc na to, jaką drogą konsekwentnie podąża, wydaje się, że całkiem sprytnie łączy pozornie sprzeczne wybory.

Fot. Piotr Drożdż
Nina nie pokonała typowej drogi wiodącej od wspinaczki sportowej po górską. Jej historia wygląda nieco inaczej prawdopodobnie za sprawą miejsca, w którym przyszła na świat w 1986 roku – małego szwajcarskiego miasteczka Küblis, położonego w Dolinie Prättigau. Tak, to okolica z archetypowo szwajcarskim krajobrazem: zielone łąki, na nich kamienno-drewniane domy pokryte skośnymi dachami, a wokół piękne góry. Caprez dobrze wykorzystała to zrządzenie losu, bowiem wraz z dwójką starszego rodzeństwa jeździła na rowerach górskich i snowboardzie, a czasem łamała szwajcarską rutynę dzikimi imprezami urządzanymi na wysokości 4000 metrów.
Po opuszczeniu idyllicznych plenerów Nina wybrała własną drogę i na serio zajęła się wspinaczką sportową. Tak wspomina początek swojej fascynacji: „Moja pasja zaczęła się, gdy tylko założyłam pierwsze prawdziwe buty wspinaczkowe. Wiedziałam, że to sport dla mnie”. Zaangażowała się w tę aktywność na tyle poważnie, że po dwóch latach startów – najpierw jako juniorka, a później już seniorka – w 2006 roku została podwójną mistrzynią Szwajcarii, zarówno we wspinaczce na trudność, jak i na czas. To nie koniec sukcesów sportowych, bo w latach 2006–09 wygrała pięć edycji Pucharu Świata. Jednak dość szybko, już w 2009 roku, zdecydowała się zrezygnować z zawodów. Jak stwierdziła, poczuła zbyt duże osłabienie ducha rywalizacji, by móc mierzyć się z innymi.
Takie lub podobne argumenty za porzuceniem kariery sportowej znamy z oświadczeń innych wspinaczy, nawet z rodzimego podwórka. Większość czytelników chyba zgodzi się z tym, że znacznie milej jest wykorzystać swoje umiejętności w plenerze, niż poświęcać się monotonnym, wymagającym wyrzeczeń treningom w wypełnionych magnezjowym pyłem halach.
Nina realizowała się więc w skałkach, ale doceniała też wagę poprzedniego etapu kariery. „W tym czasie nauczyłam się wiele: jak muszę trenować i co robić, aby stać się silniejszą zawodniczką. Dzięki temu mogłam być jeszcze lepszą wspinaczką skałkową, co szybko umożliwiło mi pokonanie pierwszej drogi 8b”. Pod jej szponem ugiął się amerykański klasyk ze Smith Rock, To Bolt Or Not To Be 5.14a (8b+). Z kolei podczas Petzl Rock Trip w 2014 roku odwiedziła nowy turecki rejon, Çitdibi, gdzie dokonała drugiego przejścia drogi Gabriela Moroni, Nar Tanesi 8c. „Nieco” bardziej znaną ósemką c jest Mind Control w Olianie, którą Nina uznała za łatwą, oczywiście jak na wskazany poziom trudności… Hmm.
Ale i te linie były zaledwie prologiem do… powrotu w góry. Podobnie jak starty w zawodach, drogi w skałach stanowiły etap, o którym Nina powiedziała: „Dzięki wszystkim tym doświadczeniom jako wspinaczka skałkowa odkryłam wielkie wyzwanie – chcę przejść najtrudniejsze wielowyciągowe drogi na świecie, być w stanie wspiąć się wymagającą, wielowyciągową linią w ciągu jednego dnia. To jest mój cel”. I, jak się okazuje, właśnie z tego Nina stała się najbardziej znana.

Fot. Piotr Drożdż
WIELOWYCIĄGI
Zapytana o kluczowe cechy, które musi posiadać partner na tego typu wspinaczkę, Caprez odparła krótko: „Skuteczność i poczucie humoru”. Wydaje się, że kryteria te spełnia Cédric Lachat, bo to z nim podejmowała wiele sportowych wyzwań, a nawet związała się na jakiś czas… nie tylko liną. Warto zauważyć, że chwilami porzucała partnera, by dokonywać pierwszych przejść kobiecych. Wybrałem kilka, z różnych powodów ważnych osiągnięć Niny.

Nina w Verdon – imponujący debiut na wielowyciągówkach; fot. Jeremy Bernard / arch. N. Caprez
Tekst / ANDRZEJ MIREK
* * *
Tekst w całości przeczytasz w 300 (3/2025) numerze Magazynu GÓRY.
GÓRY w formacie pdf można też kupić w naszej księgarni Książki Gór > link

