baner
 
 
 
 
baner
 
2012-04-05
 

Matterhorn 2006 - strona włoska

Krótka relacja z naszego wyjazdu na Matterhorn w sierpniu 2006.
Nasz wyjazd odbył się z końcem sierpnia 2006. W skład ekipy wchodziły 4 osoby (dwa zespoły dwuosobowe). Startowaliśmy z Cervini z włoskiej strony. Droga biegnie przez grań Lion.

Finalnie wyjazd się udał, jednak na szczyt nie weszliśmy - zabrakło ok. 150 m, ale to może opiszę przy zdjęciach.
 Z uwagi na długość trasy , zatrzymywaliśmy się w kilku miejscach i próbowaliśmy coś zjeść.
 Żeby dostać się do jedzenia musieliśmy wypakować pół samochodu:)
 Z uwagi na długość trasy , zatrzymywaliśmy się w kilku miejscach i próbowaliśmy coś zjeść.
 Wieczorem mieliśmy całkiem dobry widok na Matterhorn, szkoda tylko, że było to od nas ładnych kilka kilometów (300 mm na aparacie)
 No to wyruszamy z Cervini i idziemy w kierunku...
 
 .., założyliśmy że tego dnia dojdziemy do Abruzii (schronisko na 2800 m.n.p.m.). Widać je jako mały punkt nieco powyżej wodospadu.
 Zbliżając się widzimy coraz dokładniej nasz główny cel
 tego dnia doszliśmy do celu, mały reścik i rozkładanie namiotów
 Oczywiście w trakcie odpoczynku podziwialiśmy szczyt
 c.d. podziwiania:)
 
 no właśnie, tak wygląda to co podziwialiśmy
 Zapatrzeni jak w malowany. Krzesło nie należało do naszego wyposażenia wspinaczkowego (po prostu leżało obok).
 Namioty rozbite to mozna jescze trochę popatrzeć:)
 W dalszą drogę nie potrzebowaliśmy kilku rzeczy to je po prostu
 ostatnie miejsce z kijami
 
 powoli do góry na 4-rech łapach
 Pierwszy odpoczynek
 i pierwsze stanowisko
 i znowu łatwiej...
 czas na herbatę i drugą przerwę
 
 Podchodzimy wyżej. Widać za to ile przeszliśmy (w dole Cervinia)
 Jeszcze parę metrów i zostanie trawers do przełęczy (3400 n.p.m)
 W końcu po prostym - przez chwilkę
 Po przejściu przełęczy zostaje jdynie 200 m do schronu (w pionie)
 trzecia herbatka i widok na Grań LION
 
 Powoli wspinamy się dalej. Co łatwiej to na lotnej.
 W bardziej eksponowanych miejscach założona jest  lina
 pomimo zawieszonej liny - my rozwiesiliśmy swoją:)
 Odcinek ok 10 metrów w pionie - chyba najbardziej działa na psyche.
 I znowu niby łatwiej ale
 
 Ostatnie metry do schronu Carel (3800)
 następnego dnia była pogoda typu:
 ... no to odpoczywaliśmy, czytaliśmy, jedliśmy i tak przez kilka dni
 W końcu jednego popołudnia zaczęło się przejaśniać
 I był piękny zachód słońca. nasi znajomi z Polski potwierdzili że następnego dnia będzie piękna pogoda..
 
 ... pomyśleliśmy: czas na atak szczytowy. Wstaliśmy ok. 3
 wyszliśmy przed wschodem ale czołówek już nie ściągaliśmy przez cały dzień.
 Droga do góry nie jest jednoznaczna. W niektóych miejsscach jest stalowa poręczówka, w innych łańcuch.
 Dochodzac na grań trzeba zapomnieć już o ułatwieniach.
 czasem jednak można znaleźć ringi do zjazdów .
 
 W każdym razie droga przez grań Tyndala jest bardzo widokowa.
 No i tutaj jest zwrot akcji. Pogoda się załamała. Miało być słonecznie a tu niestety coś się nie sprawdziło. Musieliśmy zawrócić:( Widzieliśmy szczyt (ok. 150m). Byliśmy na przełęczy między Tyndalem a Matterhornem.
 podczas wycofywania dogoniliśmy drugi zespół.
 Sprawne zjazdy i zgrany zespół pozwoliły nam szybko ewakuować się do schronu.
 Szybka ewakuacja z grani c.d.
 
 Wcześniej odnaleziony ring zjazdowy bardzo się przydał.
 Przez kolejne dni trwało załamanie pogody stąd postanowiliśmy w miarę szybko się ewakuować na dół
 Smutek pozostał i jakis niedosyt. W głębi duszy się pocieszaliśmy,że jesteśmy prawie na dole.
 Ostatnia noc w namiocie Abruzi. Nasz wygląd pozostawia wiele do myśslenia.
 Po dotarciu do samochodu czas na piwo - otwarte czekanem. Nie chciao mi się szukać otwieracza.
 
 
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com