baner
 
 
 
 
baner
 
2018-09-01
 

Mariusz „bieDruń” Biedrzycki i Kombinacja Wizjonerów na wschodniej ścianie Mnicha – na żywca od podstawy do wierzchołka!

Korzystając z okna pogodowego zrobiłem bez asekuracji 30 sierpnia br. kombinację 10 wyciągów na wschodniej ścianie Mnicha, od podstawy ściany do wierzchołka. Droga startuje na piargach Żlebu pod Mnichem, biegnie od lewej do centralnej części ściany, następnie trawersuje na lewo, by na ostatnich trzech wyciągach znowu zwrócić się ku centrum ściany i wyjść na wierzchołek przez okap Wariantu Nyki, który stanowi kulminację technicznych trudności kombinacji.

Pierwsze promienie słońca na wschodniej ścianie Mnicha. Fot. arch. autora

 

Na kombinację składają się cztery początkowe wyciągi Drogi Świerza z 1909 roku (I, II D0 – trawers z użyciem gałęzi kosówek po eksponowanej półce, IV-, V), trawers Dolnymi Półkami Mnichowymi do Drogi Stanisławskiego (0+, miejsce II), dwa wyciągi Drogi Stanisławskiego: Górny Trawers i kolejny (VI, IV-), oryginalny wyciąg drogi Całkiem na Lewo w wersji z 1977 roku do półki, którą można przetrawersować do ostatniego wyciągu drogi 2+1 (V+), początek rzeczonego wyciągu, a po połączeniu ze Sprężyną trawers prawo do drogi Łapińskiego-Paszuchy i zejście na półeczkę, którą można osiągnąć Wariant Nyki (V+, trudności IV w zejściu), a na koniec wyjście przez okapik i okap Wariantu Nyki oraz końcówka drogi Przez Przewieszkę, prowadząca na główny wierzchołek Mnicha (VII-).

 

Na płytach, w pełnej ekspozycji. Fot. arch. autora

 

Proponowana nazwa kombinacji to Kombinacja Wizjonerów – myślę, że dostatecznie tłumaczy to zestaw autorów przebytych przeze mnie wyciągów: Mieczysław Świerz i Władysław Kulczyński; Wiesław Stanisławski i Jan Gnojek; Marian Jargiło, Krzysztof Pankiewicz i T. Kowalczyk; ponownie Krzysztof Pankiewicz, Lesław Jakubowski i Aleksandra Tomkowicz; Maciej Gryczyński i Adam Szurek; Czesław Łapiński i Kazimierz Paszucha oraz Józef Nyka i ponownie Adam Szurek. Komu te nazwiska nic nie mówią, ma poważne braki w znajomości historii eksploracji wspinaczkowej Tatr.

 

Ekwipunek i ciuchy pod ścianą. Fot. arch. autora

 

Kombinację robiłem 1 godzinę 43 minuty (od 7:26 do 9:09), z dłuższymi przerwami na przepuszczenie na Drodze Stanisławskiego zespołu Michał Czech – Kuba Kokowski (robili tego dnia Wielką Łańcuchówkę Mnichową) oraz na suszenie wnętrza butów przed ostatnim wyciągiem. Schodziłem Drogą przez Płytę, co zajęło mi 19 minut (od 9:16 do 9:35).

 

Spotkanie z Michałem Czechem pod Górnym Trawersem Stanisławskiego. Fot. arch. autora 

 

Była to moja druga próba na kombinacji: pierwszą podjąłem 8 lipca br., a wycofałem się z pierwszego klinu na Górnym Trawersie Stanisławskiego, który okazał się mokry. Na domiar złego nie czułem się wypoczęty po patentowaniu kombinacji dzień wcześniej, a tuż przed osiągnięciem Półek minął mnie pierwszy tego dnia zespół, który chciał zrobić Sprężynę. Po tej próbie wziąłem sobie do serca trzy postanowienia: podjąć próbę przejścia co najmniej trzy dni po ostatnim opadzie deszczu, nie wspinać się dzień przed próbą i nie podejmować próby w weekend. Wszystkie te warunki udało się spełnić 30 sierpnia.

 

Jak każdy doświadczony solista wie, to nie czyste trudności techniczne decydują o powadze przejść bez asekuracji. Nie inaczej jest w przypadku Kombinacji Wizjonerów. Nie odczułem dwóch siłowych sekwencji w okapiku (VI+) i okapie (VII-) Wariantu Nyki jako kluczowych psychicznie, mimo że na pierwszej był całkowicie mokry chwyt, a na drugiej, przechodząc z klinowania całym ciałem (co zapewniało pozycję No Hand Rest do zrobienia zdjęcia) do pozycji horyzontalnej, ściągnąłem sobie z głowy chustkę, którą na szczęście złapałem nogą i przenosiłem w kluczowej sekwencji przechwytów pomiędzy zębami, a chwytami.

 

I po strachu. Chustka uratowana!. Fot. arch. autora

 

Znacznie więcej nerwów kosztowały mnie niezwykle śliskie kliny, w połączeniu z niepewnymi stopieńkami,  w kluczowym odcinku Górnego Trawersu Stanisławskiego (sekwencji tej nie udało mi się zrobić zgodnie z pierwotną koncepcją, zrobiłem ją „odwrotnie”), a prawdziwym testem dla błędnika był trawers, którym zaczyna się ósmy wyciąg, przechodzący z umiarkowanej do pełnej ekspozycji, wraz z wrastającymi trudnościami technicznymi. Następująca po nim sekwencja siłowych ruchów za V+ i tarciowych za V wymagała ode mnie pełnego skupienia, ponieważ przedzielona jest tylko dwoma miejscami odpoczynkowymi na odcinku 20 metrów. Wreszcie – srodze się można zdziwić lekceważąc tarciowo-gimnastyczne trudności czwartego wyciągu, który w „ułańskiej szarży” doprowadził w 1909 roku Mieczysława Świerza do końca Pęknięcia „M” na Wariancie R. Na schematach pojawia się zaniżona wycena V-, ponieważ wyciąg ten został poprowadzony na rok przed pierwszą oficjalną „nadzwyczaj trudną” drogą w Tatrach. Moim zdaniem w żadnym miejscu Drogi Klasycznej na Zamarłej Turni nie ma tak wyrafinowanych technicznie przechwytów.

 

Techniczny crux drogi – okapik i okap na Wariancie Nyki. Fot. arch.autora

 

Jak na ikoniczną rolę Mnicha, a szczególnie jego wschodniej ściany, w historii polskiego taternictwa, ściana ta ma zaskakująco mało przejść bez asekuracji. Trudnościami i urodą wyróżnia się trzywyciągowa kombinacja Hobrzański (VII-) – Łącznik Fereńskiego (V) – Podwójne Ryski (VI+), którą w roku 2012 przeszedł Michał Król. Uchodzi ona za najtrudniejszą technicznie drogę, pokonaną bez asekuracji w Tatrach przez Polaka (por. „Góry” nr 257, str. 17). Stosunkowo popularna w tej części wschodniej ściany jest, również trzywyciągowa, kombinacja Międzymiastowa (V, V+, VI+), która ma przejścia żywcowe co najmniej: Pawła Mieszkowskiego, Kuby Rozbickiego, Łukasza Mirowskiego, Michała Góreckiego, Marcina Wernika i, nieżyjącego już, Krzysztofa Milera. W lewej części ściany, startując z Półek, Drogę Stanisławskiego (VI, IV-, III+) przeszedł Marcin Tomaszewski. Wreszcie z relacji Grzegorza Głazka wynika, że w czasach, kiedy drogi na wschodniej ścianie Mnicha obligatoryjnie należało zaczynać w Żlebie pod Mnichem, wiele przejść bez asekuracji miała Droga Świerza, ale sądząc z charakteru trudności, o którym pisałem powyżej, raczej bez wyciągu o wycenie V, tuż pod Półkami.

 

Wklinowanie pod okapem w pozycji No Hand Rest tuż przed kluczową sekwencją VII-. Pode mną prawie 300 metrów lufy do piargów Żlebu pod Mnichem. Fot. arch. autora

 

W drogę o tej długości i trudnościach oczywiście nie wbiłem się „z marszu”. Z racji nawracającej boreliozy, w ciągu ostatnich sześciu lat tylko raz mogłem się wspinać w okresie późnej wiosny i wczesnego lata. W tym roku, za radą lekarza prowadzącego, zastosowałem terapię prewencyjną, zamiast zwyczajowej objawowej. W jej efekcie wyjazdy w skały trwały, znajdowałem kolejne nimfy, a w końcu dojrzałe kleszcze, wczepione w moją skórę, a atak boreliozy nie nadchodził. Postanowiłem zatem, że spróbuję maksymalną liczbę dni spędzić w granicie i to się udało: pomiędzy końcem czerwca, a końcem sierpnia tego roku 14 dni wspinałem się na Mnichu (a dodatkowo po dwa dni w granitowych i gnejsowych ścianach tyrolskih dolin Oetztal i Zillertal). Na czyszczenie i patentowanie Kombinacji Wizjonerów poświęciłem trzy z tych dni plus jeden dzień na nieudaną próbę przejścia całości. Druga, jurajska część planu, zakładała przejście co najmniej 100 dróg na żywca o trudnościach IV- lub wyższych, w tym zrobienie co najmniej jednej drogi o trudnościach zbliżonych do limesu moich przejść z liną. Tę część planu zrealizowałem z nawiązką: do 30 sierpnia zrobiłem na żywca (w przeważającej większości w stylu Solo OS) 111 dróg, z czego 17 miało trudności VI lub wyższe, a jedna, Salut Kali VI.1+ (w wersji respektującej ogranicznik w postaci Miłej Rysy) stanowiła mój aktualny limes możliwości fizycznych.

 

Na pik! Fot. arch. autora

 

Ponieważ bardzo nie lubię, gdy postronne osoby przyglądają się, jak żywcuję, przejście dokumentowałem sam w pozycjach No Hand Rest, aparatem Canon S95, w formatach JPEG i RAW. Co do reszty ekwipunku, to ma on podczas przejść nie tylko wymiar praktyczny, ale również etyczny. Informuję więc, że przejścia Kombinacji Wizjonerów dokonałem bez kasku, w butach wspinaczkowych niesznurowanych (5.10 Galileo), z woreczkiem na magnezję wyposażonym w fabryczną pętlę (nie rurową) o niskiej wytrzymałości, zakończoną plastikową klamerką. Aparat fotograficzny (patrz wyżej), buty podejściowo-zejściowe wyposażone w fabryczne sznurówki oraz butelkę z wodą o pojemności 0,5 litra przytroczyłem do pętli podtrzymującej woreczek z magnezją bez użycia karabinków. W założeniu miałem zaspokajać głód mlekiem skondensowanym w tubkach (trzy razy po pół tubki), ale jakoś nie byłem głodny. Miałem również coś w rodzaju plecaczka bez elementów metalowych (był to pożyczony od córki szkolny worek na kapcie), w którym przyniosłem i zniosłem sprzęt.

 

  Selfie na szczycie Mnicha, po skończeniu Kombinacji Wizjonerów. Fot. arch. autora

 

Na żywcach na drogach wielowyciągowych ściśle przestrzegam zasady „no radio”, która w mojej ocenie obejmuje również zakaz zabierania w ścianę telefonów komórkowych bądź smartfonów. Ponieważ aparat fotograficzny, którego używam, nie ma funkcji dzwonienia, więc wezwanie pomocy było niemożliwe – telefon pozostawiłem na Taborze.

 

Jak donosi bieDruń

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com