W tym odcinku naszego działu o tatrzańskiej historii przedstawiam dwa archiwalne zdjęcia autorstwa Józefa Oppenheima. Na jednym z nich widać grupę przyjaciół Opcia na wycieczce narciarskiej w rejonie Kasprowego Wierchu i Pośredniego Wierchu Goryczkowego. Drugie wykonane zostało na szczycie Wołowca w Tatrach Zachodnich.
Pierwsze ze zdjęć ukazuje sześciu mężczyzn z drewnianymi nartami, na tle panoramy Tatr Wysokich i Zachodnich. W kadrze Oppenheima wyraźnie prezentuje się Krywań, mur Hrubego, Koprowy Wierch, Mięguszowiecki i Rysy, nieco bliżej widać wznoszące się nad Doliną Cichą Kopy Liptowskie oraz Gładki i Walentkowy Wierch. Warto poświęcić uwagę także ciekawemu sprzętowi. Za czasów Opcia używano drewnianych nart, długich na około dwa metry, i takie właśnie widać na fotografii. Do 1928 roku nie miały wzmocnionych krawędzi, później, w latach 30. pojawiły się pod Tatrami konstrukcje z przykręcanymi za pomocą śrubek metalowymi krawędziami. Z kolei jako wiązania powszechnie stosowano modele z rzemieniami, pomysłu Norwega Fritza Huitfeldta, a potem słynne kandahary. Z fotografii sporo też można wyczytać o tatrzańskiej modzie narciarskiej tamtego okresu – widać długie, poniżej bioder kurtki wojskowe, wełniane czapki, rękawice i owijacze. No i okulary lodowcowe, używane także w Tatrach.
Na fotografii z Wołowca Oppenheim również uwiecznił sześcioro turystów. Ta grupa pozostawiła narty w innym miejscu na szczycie – wierzchołek Wołowca jest sporych rozmiarów. Uwagę przykuwa spoglądająca w obiektyw kobieta, nieco oddalona od grupy. W tle widać szczyty i zbocza mocno zasypane śniegiem, zatem uczestnicy wycieczki prawdopodobnie nie mieli powodu do narzekania na warunki zjazdowe. Opcio, który lubił zaglądać zimą i wiosną w okolice Doliny Chochołowskiej, często wybierał Wołowiec na cel narciarskich tur.
Obydwa zdjęcia przywołują czas zimowych wypraw, o których Oppenheim pisał w przewodniku Szlaki narciarskie Tatr Polskich i główne przejścia na południową stronę z 1936 roku: „Bo czyż może być dla dobrego narciarza większa przyjemność, niż w wąskiej rynnie górskiej kręcić łuk za łukiem, opadając w dół wężowym śladem? Co za sprawdzian techniczny wycyrklowanych kristjanij ślad szerokości paru metrów, lecący z pieca na łeb w przepaść. Albo nieporównany, cholerycznie stromy las tatrzański, ów slalom wobec nieba, o chorągiewkach ze smreków, które się nie ugną, gdy o nie zawadzisz. Stromizna-trudność – zapewne, ale przyjemna trudność, całkowicie dająca się opanować narciarzowi. Groźna z powodu lawin, szreni? …Nie, to śnieg na stromiźnie może być groźny lub nie. Ona sama, przy dobrym śniegu, nie ma znaczenia dla dobrego technika. Najwyżej upoi pędem lub sześcioma kozłami zakończy szusik!”
Przed zjazdem Oppenheim często śpiewał swoją ulubioną przyśpiewkę Antek na harmonii gra, po czym śmigał płynnie na nartach. Bazując na swoim dużym doświadczeniu, dawał też cenne rady, nad którymi warto się pochylić nawet po niemal 90 latach: „Turysta winien jeździć pewnie, aby szybko, sprawnie i w dobrej formie pokonywać trudności, bez niepotrzebnego do szczęścia narażania życia, nóg i nart. Wszak jeździ się ostatecznie – dla przyjemności, a jeśli leżeć dwadzieścia razy na godzinę nie hańbi najlepszego narciarza, to jednak sromotnie męczy… Zdolność ludzka do wysiłku turystycznego w górach zależy w pierwszym rzędzie od pracy i stanu mięśnia sercowego. Narciarz od zarania swej kariery winien pamiętać o tym organie. Młodość może pozornie bezkarnie wytrzymywać zabójcze tempa, rekordy szybkości przy podejściach; niestety odbije się to zawsze w późniejszym wieku, nawet już po trzydziestce, skracając możność zażywania rozkoszy narciarskiej”.
Taka była atmosfera tamtych lat, klimat środowiska skupionego wokół Opcia i kilku jemu podobnych. Wyruszając w góry, mieli oni do dyspozycji imponujące tereny i sieć szlaków narciarskich w całych Tatrach, Wysokich i Zachodnich, polskich i słowackich. Mieli drewniane narty i nogi z żelaza. Zimowe góry zapraszały ich na wyrypy. Umieli się w nich poruszać, wybierając się w środku sezonu na łatwiejsze przejścia, a wiosną na najtrudniejsze i najdłuższe wyprawy. Korzystali też z klimatycznych tatrzańskich schronisk – tych prowadzonych przez PTT i prywatnych. To był dla nich piękny czas.
Tekst / WOJTEK SZATKOWSKI
Zdjęcia / Narciarze w Tatrach Zachodnich; fot. Józef Oppenheim, ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego
Artykuł został opublikowany w Magazynie GÓRY numer 6/2021 (283)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link