baner
 
 
 
 
baner
 
2004-03-02
 

Dekalog LENINA

Zdobyty w 1928 roku Pik Lenina przez krótki okres czasu stanowił "rekord wysokogórskiej działalności człowieka".


Zdobyty w 1928 roku Pik Lenina przez krótki okres czasu stanowił "rekord wysokogórskiej działalności człowieka". Pomimo że na Evereście osiągano już o wiele większą wysokość, to jednak rekord przypisywano górze, która "wpuściła" na szczyt. Stosunkowo łatwy sukces (dla przykładu leżący również w Kirgizji Pik Pobiedy pochłonął istnienia przeszło dwudziestu osób, zanim dokonano pierwszego wejścia) oraz liczba paru tysięcy zdobywców sprawiły, że góra zyskała miano "najłatwiejszego siedmiotysięcznika". Rokrocznie spotykam na Ługowej Polanie tłum ludzi (szacunkowo w sezonie przybywa ich przeszło trzy lub cztery setki!), pragnących zdobyć magiczne siedem tysięcy. "Lenin" kusi również atrakcjami estetycznymi. Jego wierzchołek góruje nad doliną Ałajską czterotysięcznym przewyższeniem, a widok z grani szczytowej, oferujący z jednej strony morze szczytów i lodowców Pamiru, z drugiej stepy Ałaju i jak niewiele innych daje poczuć smak "wielkiej góry". Nic dziwnego, że dla tych walorów uczyniono z "Lenina" górski poligon. Dla wielu naszych "naj" ze złotej ery polskiego himalaizmu był on przepustką w góry wyższe i z dumą wpisywano go w wykazy wejść (np. W.Rutkiewicz).
Warto jednak przypomnieć parę faktów z najnowszej historii góry, które rzesza ewentualnych zdobywców powinna znać i przemyśleć. W roku 1990 Pik Lenina stał się miejscem największej tragedii w historii alpinizmu. Wywołana trzęsieniem ziemi lawina pogrzebała w ówczesnym obozie II czterdziestu trzech alpinistów. Kilkanaście lat wcześniej burza odcięła na sześciu tysiącach grupę ośmiu alpinistek. Był to utytułowany zespół, mający na swym koncie m.in. wejście na wyższy i uchodzący za trudniejszy Pik Komunizma. Cała grupa zginęła(!), a  wstrząsającym świadectwem tej tragedii jest zapis łączności radiowej z walczącymi o życie alpinistkami. Nie pamiętam wyjazdu na "Lenina", podczas którego ktoś nie zaginął, nie odmroził nogi, by kogoś nie wyciągano ze szczeliny, czy też nie znalazł się w zasięgu lawiny.

Kilka przykazań dla tych, którzy zapragną zmierzyć się z "najłatwiejszym siedmiotysięcznikiem":

1. Nie ma łatwych siedmiotysięczników. Wysokość, lodowiec i pogoda zawsze stanowią czynniki zagrożenia. Warto pamiętać, że zbyt szybkie zdobywanie wysokości na górach pozbawionych trudności technicznych może stanowić zagrożenie, zwłaszcza dla osób, które są na takich wysokościach po raz pierwszy.

2. To, co jest piękne w tej górze, stanowi również o jej niebezpieczeństwie. Stojąca na granicy dwóch światów (stepy i wysokie góry) monumentalna grań szczytowa niemal na całej swej długości wystawiona jest na działanie wiatru; a jej długość i rozległość nie daje szansy na szybką ucieczkę i jakąkolwiek orientację podczas załamania pogody. Znam wiele przykładów zabłądzeń i pomyłkowych wejść na przedwierzchołek, nawet przy względnie dobrej widoczności. Denis Urubko, do którego należy rekord wejścia na "Lenina" (osiem godzin i dziesięć minut z "jedynki"), poproszony przeze mnie o porównanie tej góry z uchodzącym za znacznie trudniejszy pod względem technicznym Chan Tengri (7010 m n.p.m. - rekord Denisa siedem godzin i czterdzieści minut) wyraźnie wskazuje na "kondycyjno-wytrzymałościowy charakter" tego pierwszego.

3. Baza na Ługowej Polanie (3814 m n.p.m.*). Rozległa łąka porośnięta częściowo przez "dziką cebulę", od której bierze swoją nazwę. Podczas sezonu letniego rozbijają tu swoje namioty i "jurto-puby" liczne kirgiskie, kazachskie i uzbeckie firmy turystyczne. Na wydzielonych i ogrodzonych terenach oferowane są: noclegi, prysznic, latryny, posiłki, serwis napojów "o różnej mocy", sauna oraz telefon satelitarny. O ile nie korzysta się z usług firm, namiot należy rozbijać na "ziemi niczyjej". Uwaga na wodę pitną! Z racji tłumów panoszą się tu śmieci oraz pasą się konie. W miarę czyste źródełko wypływa spod krzyża upamiętniającego tragedię z 1990 roku. Uzasadnione pogłoski o wypadkach kradzieży rozgłaszają przede wszystkim właściciele "płatnych namiotowisk".

4. W drodze do obozu I należy pokonać Przełęcz Podróżników (4140 m n.p.m*.- oferuje widok na całą północną ścianę), następnie podążać wzdłuż lodowca do skalnej moreny.

5. Obóz I (4467 m n.p.m. *). Tu też "czuć cywilizację" - możliwość odpłatnego noclegu, wyżywienia, "napitków z prądem". Również telefon satelitarny, ale ten raczej nie jest - lecz bywa. Pomiędzy bazą a "jedynką" można wynająć transport konny. Rozbijanie namiotu: patrz pkt. 3 (problem wydzielonych firmowych miejsc i zanieczyszczonej wody). Namiot warto rozbić jak najwyżej, tj. w pobliżu kopca z krzyżem. Przy rozbijaniu należy pamiętać o tym, że szczeliny będące "w pobliżu" (sporo zwłaszcza na bokach moreny!) mogą podczas naszej nieobecności "podpełznąć" i pochłonąć namiot z zapasami.

6. Droga do dwójki prowadzi w górę do wysokości pięciu tysięcy, a następnie długim trawersem po północnej ścianie (zagrożenie lawinowe - miej więcej w tym miejscu stał zasypany przed parunastoma laty obóz drugi!). Na końcu trawersu jeszcze około 200 m podejścia pod skalną grzędę.

7. Obóz II (5423 m n.p.m.*). Poniżej skał, na lekko zarysowanej grzędzie, umiejscowione są półeczki pod namioty. Tu jak na razie nie ma jeszcze "terenów firmowo-ogrodzonych" i o zajmowaniu platform decyduje pora dojścia. W ostatnim czasie widuję "westmanów", którzy rozbijają namioty około sto metrów niżej na śniegu. Bezwzględnie odradzam! Miejsce to leży już poza osłoną grzędy u wylotu żlebu. Wielokrotnie widywałem tam lecące kamienie, a przy dużym opadzie nawet lawinki. Przydatny jest czekan, gdyż platformy często wymagają podkucia w lodzie. W pogodne i słoneczne dni woda bieżąca bywa, a strefę defekacji najlepiej zorganizować poniżej najniższych namiotów.

8. Do "trójki" należy podejść aż na szczyt Piku Razdzielna (6104 m n.p.m.*) i zejść na przełęcz w głównej grani. Bywają sezony, gdy ścieżka poprowadzona jest tak, iż trawersuje na sześciu tysiącach "Razdzielną", omijając jej szczyt. Należy pamiętać, że taki trawers idzie lodowcem nad północną ścianą, co wiąże się z niebezpieczeństwem szczelin i nawisów. Przez "Razdzielną" jest dalej, wyżej, ale... bezpieczniej.

9. Obóz III  (6071 m n.p.m.*). Samo siodło przełęczy wydaje się być miejscem najrówniejszym pod namiot (liczne stare platformy na granicy skała/lodowiec), ale jest jeden problem: tam wieje najsilniej. A wieje niemal zawsze. Bywały próby umiejscawiania obozu na półkach nieco niżej linii grani, chroni to przed wiatrem, ale zagrożone jest szczelinami i nawisami. Widywałem, jak taka półka/serak wielkości kamienicy bez ostrzeżenia waliła w czeluść północnej ściany. Lepiej, nocując bliżej linii skał, nastawić się na wiatr i odpowiednio zabezpieczyć namiot. Przeżyłem tam kiedyś samotnie czterodniowy huragan. Wiatr o prędkości przeszło 150 km/h rozszarpał w ciągu godziny wszystkie namioty na kawałeczki. Mój ocalał dzięki murowi igloo postawionemu w stronę gór. Użyłem do tego bloków firnu (czekan!).

10. Należy pamiętać, że z przełęczy do szczytu jest jeszcze 7 km drogi i 1000 metrów deniwelacji, przy bocznym wietrze! Przy takich warunkach chmury, które zobaczymy gdzieś na horyzoncie, za dwie godziny mogą ogarnąć wierzchołek lub nawet całą grań. Nie będzie to wcale załamanie (przed którym może nas ustrzec wcześniejsze zapoznanie się z prognozą pogody), lecz zwykła kolej rzeczy. "Lenin", górując nad otoczeniem, "zbiera" takie zabłąkane chmury (patrz punkt 2). Z racji dużej odległości niektórzy rozstawiają na pierwszej kumulacji grani (około 6400 m n.p.m. - resztki spalonego namiotu!) tzw. "wysunięta trójkę". Skraca to dystans do szczytu. Wadą takiego rozwiązania jest jeszcze większe obciążenie wysokością i wiatrem, co często uniemożliwia jakikolwiek odpoczynek. Kłania się tu stara zasada unikania choroby wysokościowej: "Chodź jak najwyżej, ale śpij jak najniżej i tam gdzie sen jest możliwy". Dodatkowym niebezpieczeństwem rozbijania "wysuniętej trójki" jest izolacja od pozostałych obozów. Jeżeli złapie nas początek huraganu w "trójce", pozostaje do ucieczki krótki odcinek do szczytu "Razdzielnej", która zaraz po jej minięciu ochroni nas przed wiatrem. Z głębi grani wydaje się to bardziej ryzykowne. Ponadto w zachmurzeniu lub opadzie śniegu grań (szeroka i rozległa w okolicy wysuniętego obozu) sprawia ogromne problemy orientacyjne.

* źródło danych: GPS pomiary własne

Tekst: Jacek Teler, teler@pamir.pl

"Góry", nr 3 (118), marzec 2004

(kb)

 

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com