baner
 
 
 
 
baner
 
 
 

Album z Krzykaczem

Krzyśka widuję bardzo często. Od ponad 18 lat właściwie się z nim nie rozstaję. Zmieniają się komputery, monitory, lecą lata, ale folder zdjęć z naszej wyprawy na Alaskę jest w ciągłym użyciu. Górska prasa, pokazy, a ostatnio książki. Nie spodziewałem się tylko, że slajdy z jego portretami będę skanował z takiej okazji. To jakby za wcześnie…

 

Poznaliśmy się na warszawskich ściankach, które Krzykacz, pochodzący ze Szczecina (z KW Toruń), wizytował przy okazji swojej pracy i drugiej pasji – astronomii. Za kilka lat zostanie profesorem w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN, naukowcem z licznymi, często cytowanymi publikacjami, ale wtedy na ściankach nie rozmawiamy o gwiazdach.

 

 „Świetlista, emanująca na innych energia”

 

Krzykacz jest zwykle zajęty długą rozgrzewką. Niemal tak długą, jak samo wspinanie. Wtedy nie wiem jeszcze, że jest wymiataczem z długą listą trudnych i kontuzjogennych przejść. Z bolesnego barku czy naderwanych ścięgien nasze rozmowy szybko schodzą na wyprawy. Gdy o nich opowiada, jego oczy promienieją, a każde zdanie akcentuje, jakby dokonywał jakiegoś odkrycia… Rozmawiamy o eksploracjach – wielkościanowych odkryciach. Właśnie wrócił z big walla na Ziemi Baffina, rok wcześniej był z Marcinem YetimTomaszewskim w Karakorum. Teraz planują Alaskę. „Są tam takie mało znane góry Kichatna, w których wspinało się tylko kilku ludzi. Będzie trzeba dolecieć malutką awionetką i wylądować na śniegu. Bez lotniska. Jedziesz?”

 

Przeglądam slajdy. Baza. Dwa namiociki na wielkim lodowcu z każdym dniem coraz bardziej znikają w bieli. Właściwie nie przestaje padać. W nocy mamy wyznaczone szychty. Co kilka godzin kogoś czeka odgarnianie namiotu, inaczej maszty złamią się pod ciężarem śniegu i zostaniemy bez dachu nad głową. Gdy przychodzi zmiana Krzyśka, ten pozostaje w bezruchu. Może nie słyszał budzika? „Twoja kolej! – Szturchamy go bezlitośnie. – Czemu nie wstajesz?” Z ciepełka sąsiedniego śpiwora dobiega prowokacyjne: „Bo jestem egoistą”. W świetle czołówki widzę jednak, że Krzykacz wygrzebuje się do akcji z miną gościa, który właśnie podzielił się z nami pierwszą zasadą asertywności. Uświadomiony egoizm to zaleta – przecież trzeba oszczędzać energię, bo jutro wchodzimy w ścianę.

 

 Na szczycie Citadel po niemal dwóch tygodniach wspinaczki. Od lewej: Krzysiek, Marcin i David

 

Nie będziemy czekać na lepsze prognozy. W świecie YetiegoKrzykacza nie ma czegoś takiego, jak „zła pogoda”. Jest po prostu „pogoda”. A gdy wyjdzie słońce, trzeba już być wysoko.

 

Tekst i zdjęcia / DAVID KASZLIKOWSKI

 

Dalsza część artykułu jest opublikowana w Magazynie GÓRY numer 1/2024 (294)


Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com