baner
 
 
 
 
baner
 

Życie bez pasji to usychanie

O Tomku Kowalskim, jednym z pierwszych zimowych zdobywców Broad Peaku, i o górskiej pasji, być może wartej ceny, jaką przyszło mu za nią zapłacić, z jego partnerką AGNIESZKĄ KORPAL-MUSZYŃSKĄ rozmawia ANDRZEJ MIREK.

Tomek podczas wspinaczki na Broad Peak, zima 2013 r.; fot. Artur Małek


JAK TOMEK ZAJĄŁ SIĘ WSPINANIEM?


W dzieciństwie wspinał się z rodzicami i bratem, głównie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, ale też w Tatrach, w Alpach. Później należał do Katowickiego Klubu Wysokogórskiego, ale ostatecznie był „wolnym elektronem” i wspinał się w różnych składach, z różnymi wspinaczami.

 

KTO GO INSPIROWAŁ?


Jego górskie inspiracje to oczywiście Krzysztof Wielicki, Maciej Berbeka czy Wojtek Kurtyka. Miał młodzieńcze marzenia, żeby móc im dorównać. Ale to nie tylko te nazwiska. Bardzo inspirowali go również młodzi wspinacze, którzy mieli na swoim koncie wielkie osiągnięcia. Pamiętam, że Tomek śledził strony wspinaczkowe i wiadomości z całego świata, doskonale wiedział, kto, kiedy i z kim zrobił jakąś drogę. Zawsze mi opowiadał o nowych, spektakularnych przejściach.

 

PODOBNO TOMEK DYSPONOWAŁ PONADPRZECIĘTNĄ WYDOLNOŚCIĄ. ZOSTAŁO TO POTWIERDZONE BADANIAMI?


Owszem, miał bardzo dobrą wydolność. Z tego, co pamiętam, na studiach miał robione badania na pułap tlenowy. Żartował wtedy, że w sumie niewiele mu brakuje do Kiliana Jorneta, który też bardzo inspirował go w sportach wytrzymałościowych.

 

SAMA JESTEŚ OSOBĄ AKTYWNĄ… MIELIŚCIE WSPÓLNE PASJE?


Poznaliśmy się podczas wspólnych treningów i wyjazdów w góry. Połączyło nas zamiłowanie do rajdów typu Adventure Racing i biegania po górach. Pojechałam z Tomkiem na Pik Lenina, pierwszy na jego liście szczytów Śnieżnej Pantery.

 

JAK PRZEBIEGAŁA REALIZACJA TEGO PROJEKTU?


Na pewno intensywnie! Tomek aklimatyzował się na Piku Lenina, na którym działałam razem z nim. To był jeszcze w miarę spokojny etap i mimo że oboje mieliśmy świetną formę, aklimatyzacja zajęła nam „książkowy” czas. Tomek chciał, żeby wszystko było realizowane zgodnie ze sztuką. Wiedział, że to może mieć kluczowe znaczenie dla powodzenia całej wyprawy. Chciał być dobrze zaaklimatyzowany na w miarę łatwej górze, żeby później móc szybciej i sprawniej pokonywać wyższe i trudniejsze szczyty. Na Pik Lenina wszedł sam tego dnia z góry wycofało się sporo osób, duża grupa Polaków spędziła na ataku szczytowym niebezpiecznie wiele czasu, a Tomkowi cała samotna akcja poszła niewiarygodnie szybko i sprawnie. To mu dodało skrzydeł, wiedział, że jest dobrze przygotowany.

 

Później wróciłam do Polski, a Tomek został sam w Azji i ruszył na Pik Korżeniewskiej i na Chan Tengri, na którym miał trudne warunki z powodu bardzo silnego wiatru – wspinał się tam z ekipą, którą poznał w bazie. Zrezygnował z Piku Pobiedy, z różnych względów. Po pierwsze, nie było dostatecznie dobrych prognoz, po drugie, zbliżał się koniec sezonu, a po trzecie, nie miał tam żadnego partnera wspinaczkowego i nie chciał ryzykować samotnego wejścia. Wejście na cztery szczyty zajęło mu 28 dni. Był bardzo bliski pobicia rekordu Denisa Urubki, przy czym należy pamiętać, że Denis miał ułatwione zadanie, ponieważ pomiędzy szczytami przemieszczał się helikopterem. Tomek, z racji małego budżetu, musiał przekraczać granicę, korzystając z tradycyjnego transportu, co dość mocno wydłużało czas, logistykę i regenerację. Właściwie skupiony był wyłącznie na wspinaniu i przemieszczaniu się z bazy do bazy.

 

Całość tekstu znajdziecie w magazynie GÓRY numer 5/2022 (288)


Zapraszamy również do korzystania z czytnika GÓR >>> http://www.czytaj.goryonline.com/

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com