Obecnie bywają tam tylko turyści. Taternicy? Raz w życiu ich tam widziałem. Ponad doliną wznosi się ściana, a w środku ściany – rysa. Rysa, jak od linijki narysowana.
Pierwsze przemyślenia
Miałem 16, może 17 lat. Długie zimowe wieczory spędzałem nad lekturą kolejnych tomów WHP. W ten właśnie sposób po raz pierwszy trafiłem na Wielicki Szczyt. Niedługo wcześniej, popijając gorącą herbatę, po raz pierwszy zwiedzałem kotły Śnieżnej Doliny, więc Litworowe Ogrody w sposób naturalny rozpalały moją tatrzańską wyobraźnię. Wtedy to zamarzyłem, żeby odwiedzić tarasy zawieszone wysoko ponad Litworowym Stawem. Jakiekolwiek wspinanie było jeszcze poza moim zasięgiem, więc ówczesny cel był prosty – pewnego dnia przejść „turystycznie” przez wszystkie trzy ogrody, podejść pod właściwą ścianę szczytową i wycofać się trawersem do Zmarzłego Stawu.
Wielicki Szczyt. Fot. Grzegorz Folta
Zauważenie istnienia
Mimo tego iż wielokrotnie bywałem w Dolinie Litworowej, rysa przecinająca kopułę szczytową Wielickiego Szczytu długo nie wpadała mi w oko. Być może powodem było moje ówczesne – raczej turystyczne niż taternickie – podejście, które uniemożliwiało dostrzeganie wszechobecnych, jak się później okazało, wspinaczkowych problemów i problemików. Pierwszy raz zobaczyłem ją dopiero, gdy stanąłem u jej podstawy. Co prawda był to przypadek, bo cel był wtedy raczej horyzontalny niż wertykalny, ale tam to się wszystko zaczęło. Gdy „Birkenmajer” odpoczywał po Ganku, przygotowując się do trawników Nawiesistej, ja włóczyłem się po bezdrożach północnych ścian Wielickiego i Litworowego Szczytu.
Śmiało postawiona hipoteza o możliwości przetrawersowania obu masywów od Zmarzłego Stawu począwszy, a na górnym piętrze Kaczej skończywszy, z każdym metrem coraz bardziej się urealniała. W ten właśnie sposób dotarłem trawersem do Wyżniego Litworowego Ogrodu – w ten właśnie sposób zobaczyłem rysę, tę rysę. Wrażenie było piorunujące, a pytanie postawione samemu sobie proste – czyżby do dziś nikt się na nią jeszcze nie pokusił?
Poszukiwanie celów na niepewną pogodę
Minął rok. Ani rysa, ani Litworowe Ogrody nie zaprzątały mojej głowy. Polana pod Wysoką – mnóstwo ambitnych planów i ciągłe odbijanie się od „ściany” niepewnej pogody. W ramach celów zastępczych padł już Orłowski na Hrubej i wschodni filar Dzikiej Turni. Kolejny dzień bez sensownego planu. Znów Litworowa Dolina i uporczywe wpatrywanie się w Hrubą Turnię w poszukiwaniu możliwości poprowadzenia nowej drogi. Miała być Galeria, miało być Rumanowe Koryto, a tu znów stoimy pod Hrubą. Dopada nas zniechęcenie. Obracam się dookoła w poszukiwaniu alternatywy. Krótkie spojrzenie na Wielicki, parę przeczytanych zdań na kartach WHP i wszystko stało się jasne. Rysa nie dość, że nie jest dziewicza, o czym byłem niemal przekonany, to jest zaledwie „trudna”. Był to właściwy dzień, aby po 10 latach spełnić młodzieńcze marzenie...
Przez Litworowe Ogrody
Północno-zachodnia ściana Wielickiego Szczytu na pierwszy rzut oka to formacja niemała. Wierzchołek wznosi się ponad 450 metrów nad taflą Litworowego Stawu. Właściwa ściana ogranicza się jednak tylko do kopuły szczytowej, wysokiej na około 150 metrów. Z perspektywy dna doliny to niewiele, choć to nadal nasza Zamarła od strony Dolinki Pustej... Dolną i środkową jej część tworzą trzy nachylone ku północy piarżyste tarasy zwane Litworowymi Ogrodami. Istnieje kilka możliwych sposobów dotarcia do pierwszego od dołu Niżniego Ogrodu. Najkorzystniejszy zdawał się wariant omijający Litworowy Staw od strony zachodniej. Krótki spacer po morenach doprowadził nas do wylotu spadającego spod Litworowych Mnichów żlebu, który to po kilkunastu metrach umożliwił trawers w lewo na dolny skraj wspomnianego ogrodu.
Pierwszym wspinaczkowym problemem stało się natomiast dotarcie do Pośredniego Ogrodu. Próg z niego opadający w najniższym miejscu ma zaledwie 20 metrów wysokości, w najwyższym może koło 40. Opis wydawał się jednoznaczny, jednakże nie udało nam się odnaleźć oryginalnych wariantów opisanych na kartach przewodnika WHP. Być może zbyt mało czasu poświęciliśmy na poszukiwania? Być może zbyt szybko uznaliśmy, że wybrany przez nas wariant to czerwone zacięcie z opisu? Ostatecznie przejście progu odbyło się metodą pełnej improwizacji. Lawirowanie wśród wygładzonych płyt doprowadziło nas w końcu na dolny skraj Pośredniego Ogrodu, jednakże, jak się później okazało, był to (IV/V) najtrudniejszy fragment całej drogi. Najłatwiejszy w teorii wariant jest zaledwie „dość trudny”, więc zachęcam Czytelnika do jego odnalezienia w terenie. Tym razem zabrakło nam cierpliwości, ale z doświadczenia wiem, jak ciekawą wspinaczkową łamigłówką potrafi być odnajdywanie najłatwiejszego wariantu przejścia określonej formacji skalnej. Pośredni Ogród jest o wiele mniejszy od Niżniego, stąd też już po kilku minutach znaleźliśmy się pod kolejnym progiem.
Powyżej Wyżniego Litworowego Ogrodu najtrudniejsza jest kilkunastometrowa rysa wyprowadzająca na sam wierzchołek, którą to subiektywnie wyceniłem na IV. Fot. Grzegorz Folta
W zależności od stanu pokrywy śnieżnej WHP wycenia go na „nieco trudno”, bądź w dolnej części nawet na „dość trudno” lub „trudno”. Nie potrafię tego uzasadnić, mogę natomiast opisać, jak wyglądała zastana przez nas rzeczywistość. Otóż szczelina brzeżna była wystarczająco szeroka, by bez większych trudności wtrawersować po płytach pod próg. Droga w górę w sposób ciągły była „nieco trudna” i nie odnotowaliśmy żadnych trudności wyższego stopnia. Opis sugeruje, że im mniejsza jest pokrywa śnieżna, tym trudniejszy jest start, jednakże w moim odczuciu taka zależność w tym miejscu nie zachodzi. Cały odcinek do Wyżniego Ogrodu to prawie 100 metrów deniwelacji litego, niezwykle szorstkiego, jasnego granitu. Co prawda trudności są tylko jedynkowe, jednak wspinaczkowo to czysta przyjemność. W ten oto sposób dotarliśmy do Wyżniego Ogrodu, a dokładnie do miejsca, gdzie rok wcześniej zauważyłem istnienie rysy.
Całość artykułu i więcej informacji praktycznych znajdziecie w GÓRACH, nr 11 (198) listopad 2010.
Tekst i zdjęcia: Grzegorz Folta