baner
 
 
 
 
baner
 

W najnowszych GÓRACH (264): Justyna Kowalczyk

Ikona polskiego sportu. Już od dawna nic nie musi, a wszystko może. Góry były dla niej naturalnym miejscem treningu, a szybko stały się prawdziwą pasją. Na razie praca z kadrą naszych narciarskich biegaczek nie daje jej szans na pełną realizację górskich planów. Mimo to systematycznie poznaje pozaszlakowe Tatry. W tym roku zrobiła także pierwszy krok w kierunku gór wysokich – stanęła na szczycie Kilimandżaro. Z Justyną Kowalczyk na łamach nowego, 264 numeru GÓR rozmawialiśmy o tym, jak złapała górskiego bakcyla oraz na ile jej wydolność i siła z tras narciarskich przekłada się na zdobywanie górskich szczytów i sprawność wspinaczkową. Zapytaliśmy także o kolejne górskie plany i czy ma ochotę na rywalizację na górskich szlakach.

Fot. Piotr Drożdż

 

Piotr Drożdż, GÓRY: Podobno twoją pierwszą górską inspiracją był film K2?


Justyna Kowalczyk: Inspiracja to za dużo powiedziane. Obejrzałam go w telewizji publicznej, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Pomyślałam sobie, że jest tam „strasznie, strasznie, a nawet jeszcze straszniej”, ale za to ciekawie. Mam taką cechę, że jak napotykam coś niedostępnego, ale intrygującego, wcześniej czy później staram się to zobaczyć lub tego doświadczyć

 

Lista szczytów tatrzańskich, które zdobyłaś, jest już całkiem długa. Która wycieczka najbardziej zapadła ci w pamięć?


Zadni Mnich, musiałam z niego zjechać. To była moja trzecia wycieczka poza szlakiem i emocje podczas zjazdu tak zwanym Uskokiem były wystarczająco duże, abym się zamknęła i siedziała cicho przez godzinę (śmiech).

 

Wiem, że byłaś też zimą na Lodowym Szczycie. Wolisz Tatry w letniej czy zimowej odsłonie?


Jestem „zwierzęciem zimowym” i na śniegu czuję się pewniej. Przepaście trochę tracą swoją grozę, a raki i czekan dają mi duże poczucie bezpieczeństwa.


To ciekawe, bo „zwykli” ludzie zazwyczaj mają duże problemy koordynacyjne podczas pierwszych wycieczek w rakach. Rozumiem, że ty nie miałaś takich doświadczeń?

 

Absolutnie – ani jednej dziurki w spodniach nie zrobiłam. Pewnie ze względu na przyzwyczajenie do stylu klasycznego, przy którym narty mamy rozwarte na mniej więcej 20 centymetrów. W podobny sposób poruszam się w rakach.

 

Podejrzewam, że na podejściu nie masz sobie równych, ale sytuacja wygląda zupełnie inaczej w trudnościach technicznych.


Pod względem wydolnościowym nie mam żadnego problemu. 20 lat trenowałam sporty wytrzymałościowe, byłam w tej pracy bardzo dobra. Natomiast kiedy trzeba się wspinać, jeszcze daleko mi do poziomu dobrego amatora. Na szczęście mam dużo siły, ona mnie ratuje. Poza tym od półtora roku, w miarę skromnych możliwości czasowych, próbuję ćwiczyć elementy wspinaczki na ściance. Niestety, progres jest niewielki, bo gdy czegoś się nauczę, wyjeżdżam na 2 miesiące i po powrocie muszę zaczynać od nowa. Niemniej traktuję ją jako ciekawe doświadczenie, to zupełnie inny rodzaj treningu niż ten znany mi z narciarstwa i podoba mi się, jak te dwie dyscypliny się uzupełniają.


.

"Kilimandżaro było czystą przyjemnością". Fot. arch. Justyna Kowalczyk

 

Wreszcie zamarzyły ci się góry wysokie. Czemu Kilimandżaro, a nie zwykle wybierany najpierw Mont Blanc?


Po pierwsze, nigdy nie byłam w Afryce – akurat ten kontynent, jak łatwo się domyślić, nie jest wymarzony pod kątem biegów narciarskich. Poza tym chodziło mi przede wszystkim o to, aby sprawdzić organizm na wysokości. Kiedy poczytałam o kolejkach i spadających kamieniach na Mont Blanc, jakoś mnie to nie zachęciło. Zaczęłam szukać alternatyw wśród najpopularniejszych celów i doszłam do wniosku, że Kilimandżaro będzie idealne. To szczyt stosunkowo bezpieczny, łatwo dostępny, oferujący długie chodzenie. Lubię jeść małymi łyżeczkami, choć wiem, że mogłabym większymi. Tak w każdym razie doradzali mi ci, którzy widzieli, jak poruszam się w górach. Mówili „Jedź w Himalaje”. Ja jednak uważam, że góry najwyższe nie uciekną i pewnie kiedyś przyjdzie pora, aby się w nie wybrać. Może wtedy, gdy będą robić cieplejsze rękawiczki (śmiech).

 

 

Pełną treść wywiadu z Justyną Kowalczyk znajdziecie w nowym, 264 numerze GÓR. Dowiecie się z niego m.in. jak nasza mistrzyni i multimedalistka olimpijska przygotowywała się do wyprawy na najwyższy szczyt Afryki oraz jakie są jej kolejne wysokogórskie plany - i te bliższe i również te bardziej odległe. ;-) Zapraszamy do lektury! 

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com