baner
 
 
 
 
baner
 

Triumf Janji Garnbret i Jakoba Schuberta na otwarcie Pucharu Świata w prowadzeniu w Villars

Puchar Świata w prowadzeniu wystartował! W ubiegły weekend w szwajcarskim Villars zainaugurowano jego nową edycję. Można powiedzieć, że Puchar zaczął się tak jak się zakończył rok temu w Kranj - na najwyższym stopniu oglądaliśmy bowiem znów Janję Garnbret i Jakoba Schuberta. Mamy więc otwarcie bez niespodzianek, ale za to jak zawsze - ze sporą dawką emocji po drodze, której dostarczyła nam rywalizacja najlepszych. Niestety w decydujących momentach zabrakło Polaków - Maciej Dobrzański i Szymon Pęcikiewicz, którzy dopiero zaczynają regularne występy w zawodach rangi międzynarodowej pod auspicjami IFSC, zakończyli rywalizację odpowiednio na 65 i 68 miejscu. Swoje lokaty będą mieli okazję poprawić już pojutrze podczas kolejnej edycji Pucharu w Chamonix. ;-)


Maciej Dobrzański walczy w eliminacjach - fot. Eddie Fowke - The Circuit Climbing


O tym jak wygladała runda eliminacyjna, najlepiej świadczy komentarz Maćka Dobrzańskiego:

"Eliminacje zostały przeprowadzone w skrajnie ekstremalnych warunkach - deszcz, mgła, woda w strefie. Dwa razy wyjechałem na drodze z chwytów, ale nie ma co się tłumaczyć, zawsze przecież można być jeszcze silniejszym."

Z tymi niedogodnościami uporali się jednak zawodnicy światowej czołówki, którzy przyzwyczaili nas do regularnych występów w finałach w ubiegłych latach. Nikogo specjalnie nie dziwi obecność w finale takich nazwisk jak Jain Kim, Jessica Pilz, Janja Garnbret u Pań czy Domen Skofic, Stefano Ghisolfi, Romain Desgranges, Jakub Schubert u Panów. Za to akces do tej rundy Japończyków, którzy przyzwyczaili nas do świetnych występach na boulderach (tj. Miho Nonaka, Akiyo Noguchi, Tomoa Narasaki) świadczy o tym jak wszechstronni są reprezentanci Kraju Kwitnącej Wiśni. W kontekście zbliżającej się Olimpiady w Tokio, ów fakt jest jasnym sygnałem, że wyżej wymienieni aspirują do medali tamże. Sensacją jest na pewno brak wśród tego grona Anak Verhoeven, która zwyczajowo rywalizowała z Janją Garnbret o najwyższą lokatę. Tym razem Belgijce ewidentnie nie poszło w eliminacjach (na jednej z dróg poślizgnęła się - bardzo możliwe, że przyczyniły się do tego trudne warunki atmosferyczne o jakich pisał Dobrzan) i zakończyła rywalizację na 27 miejscu. Okazję do rehabilitacji będzie miała już wkrótce w Chamonix.

A w finale - jak to w finale - były dramatyczne zwroty akcji, które zapewnili nam pospołu z zawodnikami routesetterzy, przygotowując dla Panów i dla Pań drogi, których ostatecznie nie zdołał zatopować nikt, usiane przeróżnymi technicznymi pułapkami, które zrzucały kolejnych zawodników. U Panów najwyżej dotarli Desgranges i Schubert - obydwaj byli bardzo blisko zatopowania, ale trikowa sekwencja po flatholdach pod sam koniec drogi rozwiała marzenia obojga o topie. Desgranges próbwał sięgać statycznie, używając swojego imponującego przybloku i opanowania, Schubert - wprost przeciwnie - w swoim boulderowym stylu efektownie "baniował". Niestety obydwaj tylko dotknęli wspomnianej paczki, co dało wynik remisowy w samym finale, ale dzięki lepszemu rezultatowi z półfinału to Jakob Schubert cieszył się z pierwszego złota w sezonie.



Jakob Schubert zmierza po swoje 20 zwycięstwo w zawodach rangi IFSC. Fot. Eddie Fowke - The Circuit Climbing


U Pań kolejne zawodniczki osiągały coraz wyższy punkt na drodze, będącej mieszanką dalekich, siłowych ruchów w dolnej części z bardzo czujną końcówką na górze. Piękną doprawdy walkę stoczyła Jessica Pilz. Młoda i bardzo utalentowana Austriaczka zrobiła bardzo duży progres od zeszłego sezonu i gołym okiem widać było, że dobrze przeprowacowała okres przygotowawczy. Potwierdzeniem tego może być chociażby wywalczone niedawno mistrzostwo kraju. A konkurencję wśród kadry przecież Jessy ma nie małą! Tym razem dotarła aż do chwytu oznaczonego numerem 42 i kto wie - gdyby nie poślizgnęła się na strukturze, mogłaby pokusić się o top. Za to to jak ze spokojem wspinała się do tego miejsca, bezbłędnie rozczytując poszczególne sekwencje ruchów zrobiło na piszącym nie małe wrażenie. ;-) "Cóż jednak z tego" - powiedzieć można, skoro Janja Garnbret tak jak nas do tego już zdążyła przyzwyczaić, dała niemałe show, które zakończyło się w wiadomy spoób - zwycięstwem. Słowenka już podczas oglądania finałowej drogi, z uśmiechem na twarzy i przed upływem czasu przeznaczonego na jej lustrację udała się jako jedyna do strefy. Można by pomyśleć, że to akt przesadnej wiary we własne możliwości ze strony Janji, ale nic z tych rzeczy. Gdy zaczęła swój występ w finale, z każdym kolejnym chwytem, z każdą wpinką pozbywaliśmy się jakichkolwiek wątpliwości kto tego dnia jest w najlepszej dyspozycji. Słowenka restowała tam gdzie pozostałe dziewczyny "walczyły o życie", wyglądała na bardzo zrelaksowaną i niebywale wręcz świeżą. To jak pokonała najbardziej fizyczny odcinek drogi, wykonując sekwencję kilku przechwytów na samych rękach i w dodatku campusując mini-mantlę mogło przyprawić o szybsze bicie serca. Może te patenty nie były najbardziej ekonomiczne, ale co najważniejsze - okazały się skuteczne. Janja była o włos od topu - zebrała się do skoku do ostatniej struktury wieńczącej ten wytrzymałościowy pasaż, ale ostatecznie nie udało jej się utrzymać. To jednak wystarczyło w zupełności do zgarnięcia kolejnego zwycięstwa, bowiem osiągnęła na drodze nowy high point. 

 


Janja Garnbret daje pokaz swojej siły i...wewnętrznego spokoju ;-) Fot. Eddie Fowke - The Circuit Climbing

 
Mieliśmy więc zwycięstwo J&J, a u Pań nawet całe podium 3J (Janja, Jessica, Jain) ;-) Chcecie zobaczyć jak to wszystko wyglądało? Polecamy zapoznać się ze skrótem, który przygotowała IFSC:

 



A tutaj znajdziecie pełną retransmisję finału:

 

No i oczywiście komplet wyników: 

http://www.ifsc-climbing.org/index.php/world-competition#!comp=7164&cat=2

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com