baner
 
 
 
 
baner
 
 
 

Thomas Huber o Eternal Flame

Z okazji wizyty Thomasa Hubera podczas 28. Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju przypominamy fragment rozmowy o wybitnym przejściu Eternal Flame na Trango Nameless Tower, jaką w 2010 roku przeprowadził dla nas Maciek Ciesielski.

Fot. Franz Hinterbrandner/Huberbuam.de


Nameless Trango to dla mnie pewnego rodzaju góra symbol, a Enternal Flame to kwintesencja wspinaczki klasycznej – długa, trudna droga na znacznej wysokości. Powiem szczerze, że zastanawiałem się kiedyś nad dwoma rzeczami – czy w ogóle jest możliwe przejście tej drogi klasycznie, i dlaczego wy – bracia Huberowie – jeszcze nie zmierzyliście się z tym symbolem. Czy potyczka z tą linią była planowanym od lat, ale odkładanym przedsięwzięciem, czy też była to „spontaniczna” decyzja?


Oczywiście, że wspinanie na Eternal Flame zawsze było naszym marzeniem. Jest to także jedna z najważniejszych dróg naszych idoli: Kurta Alberta i Wolfganga Güllicha. Pomysł, aby zrobić ją całkowicie klasycznie pojawił się jakieś dwa lata temu… Wielu wspinaczy już tego próbowało, niektórym udało się ją przejść prawie w całości klasycznie, lecz ciągle brakowało kilku metrów, a to oznaczało, że nigdy nie uklasyczniono całości. Dla mnie zrobienie czegoś, co się wydaje się niemożliwe, i poszukanie sposobu, aby stało się to możliwe, jest esencją wspinania, a także powodem, dla którego wybraliśmy się na jedną z najsłynniejszych dróg wspinaczkowych świata – Eternal Flame.

 

Powiedz parę słów o samej drodze. Czy trudno było znaleźć klasyczne warianty do wahadła i drabiny nitowej? Co możesz powiedzieć o samej urodzie drogi, no i jaki jest twój stosunek do dość dużej liczby spitów osadzonych na drodze przez autorów pierwszego przejścia (często znajdują się one przy perfekcyjnych rysach)?


Wytyczanie klasycznych obejść nie było trudne, było wręcz bardzo oczywiste. Pierwsze trudności – wahadło – wydaje się niemożliwe do przejścia klasycznego. A nawet gdyby udało się zrobić klasycznie, nie byłoby to ładne wspinanie, za to na pewno – bardzo trudne. Nasz wariant biegnie po idealnej skale i oferuje bardzo przyjemne i estetyczne wspinanie. Następne obejście, coś w rodzaju trawersu po płycie, wytyczone przez Ikera Pou, wydawało nam się trochę dziwne. Podejrzewam, że urwała się jakaś krawądka, poza tym rysa, do której doprowadzał ten trawers, była cała zalodzona. W związku z tym zaczęliśmy swój wariant dosłownie cztery, pięć metrów na prawo, wspinając się prosto ku górze. Wydaje mi się, że zaleźliśmy dużo lepszy i bardziej oczywisty wariant. Co do boltów, Kurt i Güllich osadzili tu i ówdzie spity przelotowe na wyciągach, ale tylko w dolnej części drogi, wyżej bolty znajdziesz jedynie na stanowiskach. Nie można więc powiedzieć o tej drodze, że jest „zaboltowana”. Oczywiście te spity obok rys na pierwszych wyciągach nie są niezbędne, ale co ja mogę z tym zrobić? Nie przejmuję się tym ;-), przecież nie zmienię całego wspinaczkowego świata.

 

Rozmawiał / MACIEK CIESIELSKI

 

Dalsza część rozmowy znajduje się na stronie magazyngory.pl


KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com