Grzebanie w deklaracjach, relacjach i narracjach podróżników i alpinistów sprzed stu nawet lat naprawdę bywa pasjonujące. Jednocześnie pozwala przyjrzeć się uważnie historiom, o których coś się wie, ale nigdy nie starcza czasu na ich dokładne poznanie.
Z drugiej strony, w kontekście tego, co wydarzyło się w naszym rodzimym środowisku w ostatnich dwóch latach, a szczególnie sposób, w jaki (nie)poradzono sobie z trudnymi tematami sprawia, że zagadnienie jest śliskie. Znając specjalistów od najbardziej współczesnego z mediów – forum dyskusyjnego, każdy przytaczany historycznie argument za lub przeciw bohaterom, o których za chwilę, będzie odczytywany w kontekście ostatnich wydarzeń w polskim środowisku wspinaczkowym.
Deklaruję więc, iż poniższe historie, a przede wszystkim taka a nie inna forma opowieści, w żadnej mierze nie mają się odnosić do naszej rzeczywistości. Co nie oznacza, rzecz jasna, że nie da się z nich wyciągnąć nauki i wniosków, które mogą być przydatne do analizy tej rzeczywistości. Ale o tym, jeśli trzeba będzie, w innym miejscu.
„Tatrzański” – rekordzista czy mitoman?
25 sierpnia 1902 roku Janusz Chmielowski, wybitny taternik przełomu wieków, późniejszy autor pierwszego przewodnika taternickiego, a już wtedy jeden z największych tatrzańskich autorytetów, otrzymał nadany w Smokowcu telegram o następującej treści:„Śpiczasty wzięty – Carolus Victor”.
Karol English
Przekładając na język zrozumiały dla dzisiejszego czytelnika, oznaczało to, iż wydarzyło się coś, co w historii podbojów tatrzańskich nie miało wcześniej odpowiednika tej skali. „Wzięty” został uznawany przez niektórych za niemożliwy do zdobycia Ostry Szczyt, wierzchołek nieznajdujący się może wśród najwyższych tatrzańskich szczytów, jednakże cieszący się taką renomą i sławą „śpiczastości”, że jego pogromca – z automatu – stawał na najwyższym miejscu wśród tatrzańskich zdobywców. A kim był ówże Carolus? Karol Englisch, urodzony 21 lat wcześniej w Krakowie, młody taternik polski, pochodzący ze spolszczonej, polsko-austriackiej rodziny.
***
W 1902 roku Englisch nie był postacią anonimową, wspinał się już od kilku lat. W góry jeździł od wczesnego dzieciństwa. Żeby było ciekawiej, zaczął chodzić po nich z matką i z nią w dużej mierze dokonywał swoich wejść. Jego ojciec, starszy od matki o dobre trzydzieści lat, we wspinaczkach rodzinnych nie uczestniczył. By pokazać, skąd w niej – Austriaczce, wzięła się pasja tatrzańska i alpejska, trzeba koniecznie wspomnieć, iż jej ojcem był alpinista, profesor Bernhardt Jülg, jeden z założycieli klubu, którego tak wielu Polaków jest dzisiaj członkami – Österreichischer Alpenverein.
Antonina Englisch z synem spędzali większość wakacji letnich w Smokowcu, po słowackiej stronie Tatr, a ich pierwszą odnotowaną wspinaczką było wejście na Łomnicę w 1896 roku, wraz z przewodnikiem Johannem Hundersdorferem starszym, który – ze względu na ogromne zaufanie, jakim cieszył się po ich pierwszej wycieczce, kiedy sprowadził Englischów bezpiecznie w burzy śnieżnej – był głównym partnerem Karola w następnych latach (towarzyszył mu także ze swoim synem Johannem Hundersdorferem młodszym).
Do 1903 roku liczba szczytów, na których jako pierwszy stanął Karol Englisch (sam, z przewodnikiem lub też z matką i przewodnikami) przekroczyła trzydzieści. Warto wspomnieć, iż jak wyliczył Bolesław Chwaściński, w tym samym okresie, poza wierzchołkami zdobytymi przez Englischów, zdobyto dwadzieścia sześć innych szczytów, a stało się to udziałem dwudziestu ośmiu różnych taterników. Drugi w kolejności, Węgier Gyula Döri, miał ich na swoim koncie pięć.
Z kolei drugie miejsce w historii całego taternictwa, także po Englischu, zajmuje zdobywca dziewiętnastu dziewiczych tatrzańskich wierzchołków – Janusz Chmielowski. Jemu jednakże zajęło to ponad dwa razy więcej czasu niż naszemu bohaterowi. Rzecz jasna, nie wszystkie ze szczytów zdobytych przez Englischa były tak zwanymi celami pierwszorzędnymi. Część z nich to turnie i turniczki za samodzielne uznane dopiero po latach – na przykład przez Witolda H. Paryskiego podczas jego prac nad „Przewodnikiem taternickim” – co pośrednio zaciążyło na opinii o Englischu na wiele lat. Ale o tym za chwilę. Nie wiadomo w każdym razie, skąd w tamtym czasie wzięła się moda na nazywanie najmniejszych nawet turniczek, a bywało, że i zębów skalnych – Chwaściński odpowiedzialnością za to obarcza Hundersdorfera, który za każde „pierwsze wejście” otrzymywał dodatkowe wynagrodzenie – był z tego znany.
Dla dopełnienia imponującej statystki koniecznie trzeba wspomnieć, iż Antonina Englisch, uczestnicząc w wyprawach syna na niektóre z niezdobytych wcześniej wierzchołków, także zajmuje czołowe miejsce, tym razem w kategorii taterniczek, które mają na swoim koncie pierwsze wejścia na dziewicze szczyty naszych gór. Wśród wielkich wierzchołków tatrzańskich zdobytych przez Karola Englischa znalazły się między innymi: Jaworowy Szczyt, Dzika Turnia, Mały Kołowy Szczyt, Czerwona Turnia, Czarny Szczyt, Rogata i Podufała Turnia w masywie Granatów Wielickich, Wielki Kościół, Granaty Wielickie, Śnieżny Szczyt, wszystkie trzy z Jaworowych Turni, Pośrednie Solisko i Soliskowe Czuby, Hińczowa Turnia, Mięguszowiecki Szczyt Czarny i oczywiście Ostry Szczyt.
Zbigniew Kordys na tle Ostrego Szczytu
A to wszystko w latach 1897–1903, z wyłączeniem 1899 roku, kiedy to w ramach nagrody za zdaną z wyróżnieniem maturę matka zabrała go w Alpy... Miał też Englisch na swoim koncie, w epoce, w której zimowe taternictwo praktycznie nie istniało, wejścia zimowe – włącznie z drugim zimowym wejściem na Krywań i przejściem przez Polski Grzebień, a także pierwszym wejściem zimowym na Wielicką Kopę. Wszystko to rzecz jasna odbywało się w towarzystwie przewodników – między innymi Hundersdorferów, starszego i młodszego.
Warto przy tym podkreślić, iż w odróżnieniu od innych polskich taterników, Englisch zaczynał i zdobywał doświadczenie po słowackiej stronie, ze słowackimi i węgierskimi partnerami i przewodnikami. Obie te kwestie (przewodnicy i ich narodowość) także będą miały znaczenie w okresie, który dla Englischa dopiero co miał nadejść. Ostry Szczyt W środku lata 1900 roku Englischowie wraz Hundersdorferem podeszli w okolice Ostrego Szczytu po raz pierwszy – zgoniła ich wtedy burza. Miesiąc później podjęli próbę zdobycia wierzchołka po raz drugi. Osiągnęli Białą Ławkę, którą nazwali Przełęczą Janka. Następnie, trawersując pod wschodnią granią, doszli do niej ponad trzecim jej uskokiem, licząc od szczytu.
Wyżej jednak nie odważyli się atakować – była dla nich z pewnością za trudna. Głodny chwały i poważania młodziutki Karol ogłosił, iż zdobyli południowy, najniższy z niezależnych wierzchołków, a północny, wyższy o dwadzieścia pięć metrów jest „nieosiągalny, nawet dla najlepszego wspinacza”. Relację z tego wejścia Englisch zamieścił w „Roczniku Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego”. Rok później szczyt zaatakował (z synem Hundersdorfera) Karol Jurzyca, wcześniej pierwszy zdobywca Batyżowieckiego Szczytu. Jego próba, tym razem od południa, w kierunku grani wschodniej, zakończyła się na uskoku w środkowej części grani. Tu znaleźli się w pułapce, jako że nie byli w stanie się przedostać ani w dół, ani do góry.
W końcu, dzięki opanowaniu Jurzycy, udało im się – częściowo opuszczając się – uciec po północnej stronie aż do Białej Ławki. Uskok, który zdobyli, nosi dziś miano Siodełka Jurzycy. Dwa miesiące później Jurzyca próbował zaatakować szczyt jeszcze raz – tym razem od północy, jednakże dojście do żlebu, który wypatrzył, uznał za zbyt ryzykowne. Po powrocie Jurzyca opublikował relację (także we wspomnianym „Roczniku”), w której zasugerował, że Englisch pomylił się w opisie swojej wspinaczki, jako że Ostry Szczyt ma tyko jeden wierzchołek i niemożliwe jest, by zdobyty został taki, który nie istnieje.
Redakcja zwróciła się do Englischa z prośbą o wyjaśnienie, a ten, zamiast skorygować swoją poprzednią relację, opublikował tekst, w którym podtrzymał wcześniejsze oświadczenie, a na dowód dołączył zdjęcia Ostrego Szczytu – podretuszowane tak, że widoczne na nich były rzeczywiście dwa wierzchołki Ostrego. Póki co stanęło na tym, co twierdził niespełna dwudziestoletni taternik. Englisch postanowił wrócić na Ostry. Znalazł się tam ponownie w 1902 roku, najpierw sam, a następnie z oboma Hundersdorferami oraz Ludwikiem Koziczyńskim. Tym razem próbował – najpierw samotnie, a później z towarzyszami – zaatakować szczyt zachodnią granią. Pokonał żleb (noszący dziś nazwę Koziczyńskiego) na Przełęcz w Ostrym, ale dalsza trasa okazała się jednak nie do przejścia.
Podczas wspinaczki kominem (dziś Kominem Englischa) w górnej części żlebu, jeszcze przed Przełęczą w Ostrym, dostrzegł Englisch po lewej stronie żleb o czarnych, gładkich ścianach, który jakkolwiek wyglądał na niemożliwy do asekuracji – rokował pod względem technicznych trudności. Wraz z Hundersdorfem postanowili, iż kluczem do zwycięstwa jest wykucie dziesięciu żelaznych haków, które trzeba będzie zamontować. Kiedy te były już gotowe, wraz z przewodnikami (był z nimi także Johan Strompf) Englisch zamieszkał w chacie Terry’ego, by codziennie podchodzić przez Przełęcz Lodową, a następnie żlebem – pod czarną ścianę i każdego kolejnego dnia wykuwać otwory pod jeden czy dwa haki, które następnie zalewali ołowiem i siarką... (nawiasem mówiąc, jest to ciekawy przyczynek do historii spitowania w Tatrach J).
Kiedy wszystkie haki zostały już osadzone, 25 września 1902 roku, po wyjściu bezpośrednio ze Smokowca, Karol i Antonina Englischowie, wraz z oboma przewodnikami zatrudnionymi przy „pracach” na Ostrym, zdobyli szczyt. Na wierzchołku postawili wielki kopiec, Antonina przebrała się w niesione w plecaku czy też torbie spódnice i kapelusz (by nie szokować ludzi z towarzystwa) i pozowała do fotografii. Karol wyciągnął biało-czerwoną flagę i ustawił w kopcu. Tak to później relacjonował: „Z tego to wierzchołka błyska w słońcu biało-czerwona chorągiew. Od sinych, dalekich równin Polski wstał wiatr i łopoce nią ciągle, a ona zda się coraz rozwijać i świetnieć z każdą chwilą.
Tu wysoko, na niedostępnym szczycie, dominującym nad posiadłościami Hohenlohego, długo zapewne wiać będzie jemu i oczekiwanemu jego gościowi Wilhelmowi na memento, że... jeszcze nie zginęła”. Relacje z tego wejścia opublikował Englisch w „Ilustracji Polskiej”, gdzie pozostały akcenty patriotyczne, jednak redakcja usunęła wzmiankę o Wilhelmie i księciu Hohenlohe. Niestety, po raz kolejny nasz bohater dał się ponieść manii czegoś, co dzisiaj określilibyśmy mianem automarketingu i uznając, że jego zdjęcia z Ostrego są nie dość efektowne – zastąpił je innymi – pochodzącymi z alpejskich igieł.
Wyszło to na jaw w czasie gdy artykuł przedrukowywał „Przegląd Zakopiański”, który zażądał wyjaśnienia i dostarczenia oryginalnych zdjęć. Te zostały dostarczone i artykuł się pojawił. Relacja Englischa poszła dalej w świat. Artykuły, opatrzone nie tylko patriotycznymi wstawkami, ale także adnotacjami, iż książę Hohenlohe szykanuje polskich turystów, pojawiły się między innymi w roczniku Club Alpin Français. Niestety, po raz kolejny Englisch nie wytrzymał i, by uatrakcyjnić materiał, zamieścił w nim fotografię Aiguille du Dru.
Warto tu zacytować, co na temat pisarstwa Englischa myśli Józef Nyka, wieloletni redaktor naczelny „Taternika”: „Sytuacja o tyle szczególna, że żywo napisane relacje Englischa są w naszej literaturze pionierskie pod względem sposobu opisywania wspinaczki, zawierają też pierwsze u nas myśli na temat filozofii nowych prądów w alpinizmie. Wart zauważenia jest heroiczny ton englischowskich tekstów. Nie było wcześniej w naszych pismach takiej kumulacji trudności, niebezpieczeństw i grozy, podkreślających bohaterstwo młodego autora (...)”.
Tekst: Jakub Radziejowski
Całość felietonu znajdziecie w GÓRACH nr. 4 (215), Kwiecień 2012