baner
 
 
 
 
baner
 

Strzeliste Tatry - cz. 2: Zadni Mnich

Zadni Mnich uchodzi za najwybitniejszą wolnostojącą turnię w Tatrach Wysokich. Mimo to pozostaje niejako w cieniu swojego niższego imiennika – właściwego Mnicha, który „ukradł mu sławę”, zasłaniając go w najsłynniejszej panoramie znad tafli Morskiego Oka. Czy taka chwała mu się należy? I tak, i nie. Sylwetka turni widziana z Pleców Mnichowych, a szczególnie z ich wyższego piętra, zwanego Mnichowym Piargiem, jest przepiękna i niezwykle oryginalna. Żywcem przypomina smukłą i zaostrzoną płetwę rekina. Średnia jakość skały, jaką oferują ściany bohatera tego odcinka „Strzelistych Tatr” również wyróżnia się in plus na tle większości szczytów okolic Morskiego Oka. Wreszcie słynny Uskok Zadniego Mnicha opadający ku Przełączce pod Zadnim Mnichem, który celnie scharakteryzował nieodżałowany Władek Cywiński: „Niewiele jest tatrzańskich ścian tak jak ta odpowiadających pojęciu »ściana« znanemu z budownictwa”.

Argumentem „na nie” są niewielkie rozmiary turni. Właściwy Mnich z Pleców Mnichowych rzeczywiście prezentuje się dość żałośnie, ale jego wschodnia ściana liczy sobie 250 metrów. Tymczasem wysokość Uskoku Zadniego Mnicha w środkowej części ma zaledwie 37 metrów wysokości, długość najprostszej drogi na szczyt wiodącej z Ciemnosmreczyńskiej Przełączki wynosi 70–80 metrów, a wszystkie wspinaczkowe linie na naszym szczycie można poprowadzić maksymalnie w dwóch wyciągach.

TROCHĘ TOPOGRAFII
Zadni Mnich (2172 m n.p.m.) leży w grani głównej Tatr, między Cubryną a Ciemnosmreczyńską Turnią. Od pierwszego z wymienionych szczytów oddziela go Przełączka pod Zadnim Mnichem (ok. 2135 m n.p.m.), od drugiego – Ciemnosmreczyńska Przełączka (ok. 2115 m n.p.m.).

 

 

Na wierzchołku Zadniego Mnicha. Widok z zachodniej grani Cubryny. Fot. Piotr Drożdż


ZDOBYCIE – LATEM I ZIMĄ
Podobnie jak na opisywaną w poprzednim odcinku „Strzelistych Tatr” Żabią Lalkę, tak i na Zadniego Mnicha jako pierwszy wszedł Janusz Chmielowski. Dokonał tego 13 września 1904 roku, a towarzyszył mu słynny Klimek Bachleda, który często pełnił rolę przewodnika podczas tatrzańskich wypraw Chmielowskiego. Zdobywanie Mnicha II – bo taką nazwę nosiła wówczas turnia – stało się wówczas dość popularne wśród turystów.


Oczywiście robiono to w towarzystwie przewodników, zwykle łącząc w trakcie jednodniowej wyprawy z wejściem na Cubrynę lub Mnicha właściwego (takie rozwiązanie proponował zresztą sam Chmielowski w swoim Przewodniku po Tatrach, 1907). Minirelację z takiej wyprawy znajdziemy w liście Mieczysława Karłowicza do Matyldy Tinklerowej, datowanym na 17 października 1907 roku: Oto przed kilku dniami byłem z Klimkiem na obu Mnichach, czyniąc to zresztą więcej dla moich znajomych niż dla siebie; od pewnego czasu bowiem kilkanaście osób, jakby się zmówiły, zapytywały mnie: „był Pan na Mnichu?” – „Pan dużo chodzi po górach, to na Mnichu Pan niewątpliwie był” itd. Że się więc na Mnicha wybrałem, „zrobiłem” jednocześnie drugą taką igłę, co stoi powyżej w grani Cubryny, a nosi nazwę Mnich II. Z tej przynajmniej coś więcej się widzi. Cała wyprawa zajęła mi (z dojazdem i powrotem z Morskiego Oka) od szóstej rano do jedenastej wieczorem.


Już niecałe sześć lat po pierwszym wejściu – 13 marca 1910 roku – Zadni Mnich został zrobiony również zimą. Był to zresztą sezon, który można uznać za przełomowy dla taternictwa zimowego w okolicach Morskiego Oka. Wówczas po raz pierwszy zdobyto zimą Rysy od północy – dokonał tego twórca Orlej Perci, ksiądz Walenty Gadowski, w towarzystwie przewodnika Jakuba Wawrytki starszego i Bolesława Łazarskiego. Padły też oba Mnichy. Na Zadniego weszli Henryk Bednarski, Józef Lesiecki, Leon Loria i Stanisław Zdyb (tydzień wcześniej ta sama czwórka wraz z Jerzym Cybulskim i Walerym Goetelem zdobyła Mnicha).

HISTORIA PODBOJU USKOKU – OD GÓRY I OD DOŁU
Uskok Zadniego Mnicha był oczywistym celem dla taterników od początku XX wieku. Naturalnie znacznie przerastał umiejętności ówczesnych wspinaczy, a w każdym razie nie dawał szans na zakończony powodzeniem atak od dołu. Co innego od góry…


Właśnie. Już w przewodniku Chmielowskiego z 1907 roku jest opisana droga tą ścianą. Oczywiście nie jest linią wspinaczkową w dzisiejszym tego terminu znaczeniu, ponieważ prezentuje… zejście, a raczej – stosując ówczesną terminologię – puszczanie się na linie. Pod technicznym opisem zjazdu znajdujemy informację: Drogą powyższą można tylko schodzić z Mnicha II-go, możliwą jest ona bowiem do przejścia jedynie przy pomocy liny; wymaga umiejętności puszczania się na linie i w ogóle dobrej znajomości techniki manipulowania linami. Chmielowski wiedział, co pisze, ponieważ wraz z sześcioma towarzyszami dokonał pierwszego zjazdu Uskokiem 16 sierpnia 1907 roku. 27 lat później znalazł się śmiałek, któremu udało się pokonać słynny problem „po bożemu”, czyli zaczynając od Przełączki pod Zadnim Mnichem, a kończąc na szczycie turni. Owym śmiałkiem był nie kto inny, lecz słynny „esteta skały”, Stanisław Motyka. Jak to często bywało, towarzyszyli mu zagraniczni partnerzy: w tym przypadku byli to Štefan Zamkovský oraz
Rudolf Donáth i Karol Kürti. Problem nie padł jednak klasycznie. Podobnie jak cztery lata wcześniej Wiesław Stanisławski na wschodniej ścianie Mnicha, tak i Motyka w 1934 roku wykorzystał do pokonania Uskoku raczkującą jeszcze w Tatrach technikę hakową. Znamiennym jest, że po latach obie drogi robione klasycznie okazały się mieć stopień VI–. Ich trudności są więc niemal identyczne, jak te prezentowane przez Wariant Szczuki na Mięguszowieckim Szczycie z 1926 roku czy Kant Klasyczny na Mnichu z 1930 roku. Nie ma wątpliwości, że zadziałał tutaj nimb niedostępności obu sztandarowych Mnichowych ścian.

 

 

Na Przełączce pod Zadnim Mnichem po zjeździe z Uskoku. Fot. Piotr Drożdż

 

Klasyczne przejście Uskoku przypadło zaś kolejnemu z pokoleniowych liderów, Tadeuszowi Orłowskiemu, który dokonał tego 4 września 1946 roku w towarzystwie Małgorzaty Serini-Bulskiej i Wandy Henisz-Kamińskiej. W omówieniu sezonu na łamach „Taternika” (1947/1) Witold Henryk Paryski napisał: Problemem wprawdzie niewielkim, ale ze specjalnych względów zasługującym na wyróżnienie, jest wejście na Zadniego Mnicha PdW. uskokiem. Wprawdzie uskok ten, po wielu próbach, został przebyty w wejściu już w r. 1934 przez Stan. Motykę z towarzyszami, ale – z powodu napotkanych trudności – zrobiono to przeważnie na prawo od krawędzi i ponadto za pomocą sztucznych ułatwień. W ubiegłym sezonie Tad. Orłowski rozwiązał ten niewielki, lecz niezwykle trudny problem w sposób znacznie wyżej stojący pod względem sportowym, gdyż prawie cały czas samą krawędzią uskoku i bez jakichkolwiek sztucznych ułatwień.

OTCHŁAŃ POKUTY
O pozycji, jaką miał Uskok Zadniego Mnicha w świadomości ludzi gór początku XX wieku, świadczy wykorzystanie go jako pleneru pierwszego polskiego fabularnego filmu tatrzańskiego „Otchłań pokuty” z 1923 roku. Jego reżyserem był taternik i zamiłowany turysta Wiktor Biegański, który w swojej twórczości wielokrotnie wracał do tematyki tatrzańskiej. Fabuła była równie naiwna i pretensjonalna, jak tytuł, ale najefektowniejsza scena, czyli zjazd z Uskoku, robiła wówczas piorunujące wrażenie na widzach. Scena ta, filmowana w jednym ujęciu (przy czym kamera umieszczona była w pewnej, dość znacznej odległości, aby obiektyw mógł objąć całe urwisko) wzbudzała wiele zachwytów, m. in. w Stanach Zjednoczonych, gdzie film został zakupiony przez środowisko polonijne – pisała Alicja Mucha w artykule „Wiktor Biegański – pionier polskiego filmu górskiego” („Taternik” 1963/3-4).


Z kręceniem owej sceny wiąże się jeszcze jedna, niezwykle ciekawa historia. Otóż jest prawdopodobne, że w celach promocyjnych autorzy filmu uciekli się do zagrywek mocno kontrowersyjnych, których można by się raczej spodziewać w dzisiejszych, „Faktowo-Pudelkowych” czasach. Otóż ktoś zaalarmował wówczas TOPR o rzekomym wypadku, jakiemu miał ulec aktor podczas zjazdu. W rzeczywistości takie zdarzenie nie miało miejsca, ale podobno notatki o wypadku miały się pojawić nawet w prasie codziennej. Choć winy nigdy nie udowodniono, to w środowisku ratowniczym ten incydent uchodził za pierwszą w Tatrach próbę fałszywego alarmu wszczętego z premedytacją, aby – jak domniemywano – promować film.

 

Całość tekstu znajdziecie w GÓRach nr 233

 

Tekst i zdjęcia: Piotr Drożdż


Projekt Strzeliste Tatry jest realizowany wspólnie z Biurem Przewodników Wysokogórskich. Na wszystkie turnie opisane w cyklu – a także inne wybitne szczyty tatrzańskie, na które nie prowadzą znakowane szlaki – można się udać w towarzystwie licencjonowanych przewodników wysokogórskich UIAGM/IVBV reprezentujących Biuro. Informacje na: www.tatraguide.info.

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com