baner
 
 
 
 
baner
 

Projekt 5 x każda cyfra od 6a do 8c

Pierwszy trip

Franken wychodzi bardzo dobrze. Pogoda nawet dopisuje, jest też sporo chęci w ekipie. Kasia mimo nie odzyskania jeszcze pełnej ruchomości, moim zdaniem wspina się lepiej niż kiedykolwiek. Może nie widać tego jeszcze po wykazie przejść, ale gdy Kasia zaczyna walczyć wszystko staje się jasne. Daje z siebie więcej niż kiedykolwiek, wspina się pewniej i waleczniej. Gdy nie wie co zrobić, wcześniej chętnie brany blok zastępuje, strzałem w stronę plamy magnezji na ścianie. Podczas 8 dni wspinaczkowych pokonuje 26 dróg na wędkę, spośród 40 do których zdążyła się wstawić!
Ja z kolej podnoszę swoją frankońską życiówkę z 10- RP na Roof Warrior 11-(8c) RP. Droga puszcza mnie już drugiego dnia. Jednak pod koniec wyjazdu po tym jak Kasia mnie opuszcza, opuszcza mnie też trochę moc. Przez 3 dni wykonuje wiele prób na jednym z najpopularniejszych klasyków 10 (8b), a mimo tego nie mogę przedrzeć się do łańcucha. Czuję, że jedno miejsce jest moim antystylem, ale żeby aż tak? W międzyczasie kończy się też gaz na którym równolegle Kajtuś jechał wyrównanie kolejnych życiówek. Forma kiedyś się kończy – czy starczy mi pary? Z jednej strony jestem bardzo blisko zrealizowania swojego planu – z drugiej wiem, że najłatwiej się spada pod zjazdowym. A na zawodach wtedy gdy zaczyna się być zadowolonym z wyniku. Ja na pewno jestem zadowolony, ale ‘it’s not over until it’s over!’. Powrót do Krakowa to 2 tygodnie na podładowanie baterii. Czuję coraz większe zmęczenie materiału. Ostatnie treningi bardziej przypominają odbijanie karty w fabryce azbestu niż radość z możliwości powalczenia w wertykalnym świecie. Zbliża się nieuchronny czas restu, ale odraczam go na po wyjeździe.

 

Fajnie jak jest fajnie, szczególnie na Franken;-)

 

Ostateczna konfrontacja

W końcu nadchodzi moment konfrontacji z Rodellarem. Rejon w którym niegdyś zdobywałem kolejne stopnie wtajemniczenia. Wspinanie mocno atletyczne i wytrzymałościowe – na pewno pode mnie, ale czy nic się nie zmieniło po 6 latach od ostatniej wizyty? Wyjazd rozpoczynam fatalnie – od temperatury i kataru jeszcze w samolocie. Na szczęście tajemna kuracja czosnkowa stawia mnie na nogi i mogę wrócić do wspinania po zaledwie dniu przerwy. Nie tracę czasu i od razu atakuje nowe projekty. W głowie kołatają się linie spod znaku 8c: Pata Negra, Hijo Libre, Florida. Jednak Na rozruch po chorobie wybieram Botanixa 8b/+. Wspinam się sztywno i nieefektywnie (jak to na pierwszy dzień przystało), ale widzę, że jest dobrze.

 

Rodellar (fot. Wojtek Ryczer)

 

Walka wieczoru

Kolejny dzień już zaprzyjaźniam się z Patą. Słyszałem o obrywach które miały podnieść wycenę do 8c/+. W związku z tym przygotowuje się na spory opór. Po pierwszej wstawce rozumiem gdzie zaszły zmiany. Pierwszy boulder trochę się utrudnił. Rest po pierwszym boulderze trochę przestał być restem. Nietrudne miejsce w połowie dachu zmieniło się w cruxa całej drogi, a stary crux na wyjściu z dachu stał się ostatnim sprawdzianem, czymś między radosną formalnością, a sprawdzianem czy się umiesz wyrestować na klamie w dachu. W piątej próbie podczas leniwej próby na dogrzewkę po chwytotablicy czuję spodziewany opór. Niespodziewanie przechodzę cruxa, walcząc o każdy kolejny ruch pokonuje jeszcze 10 ruchowy wymagający trawers, a gdy ruch przed klamami no-handowymi, nie mogę namierzyć żadnego rozsądnego stopnia z którego mógłbym zadać, rozpaczliwie wrzucam nogę nad rękę i na farcie udaje mi się znaleźć „mikro knee bara” który pomaga mi dotrzeć do zbawiennego restu!

 

Szkoda, że tak restować nauczyłem się dopiero po zrobieniu drogi


Tutaj jako, że moje kolano zdaje się być za duże w niektórych miejscach, a w innych wręcz za małe, wykorzystuje swoją starą sztuczkę i staję stopą na stopie , dopiero wtedy wrzucam kolano. W międzyczasie orientuje się, że serdeczny palec mam cały zakrwawiony, no ale w końcu jest to próba „a muerte”! Bólu jeszcze nie czuć, więc trzeba wykorzystać szansę. Po wielominutowym odpoczynku ruszam dalej, pokonuje kolejny mały boulderek i znowu trafami do wygodnego resta.

 

 

mały boulderek (fot. Wojtek Ryczer)

 

Zbliża się „radosna formalność” na której ostatnio mnie momentalnie rozgieło jak szedłem w treningowym ciągu. Przy mocnym akompaniamencie dopingu od wszystkich wspinaczy na Ventanasach, powoli przedzieram się przez krawądy na wyjściu z dachu. Każdy ruch wydobywa ze mnie zwierzęce odgłosy, mające na celu zagłuszyć uwodzący niczym syreny, głosik w mojej głowie mówiący: „już po Tobie!”. Ostateczna bania po krzyżu na wystający klocur wieńczy trudności.

 

 

bania do klocura! (foto. Wojtek Ryczer)

 

Ludzie cieszą się z mojego sukcesu, ale nie wiedzą tego co ja. Że ledwo zipie, a przede mną jeszcze 12 atletycznych machnięć po drągach, a sekwencję znam pi razy drzwi. Na rzęsach dochodzę do ostateniego ruchu i cudem go utrzymuje, a potem najszybciej jak to możliwe wpinam linę do łańcucha by przypieczętować sukces! Moja największa walka w tym sezonie, droga marzenie z czasów małoletnich, ukończenie najtrudniejszego etapu projektu 5 x każda cyfra!

 

Kolejna seria

Sukces przyszedł szybko, czuję z jednej strony większy luz psychiczny. Kasia również odnajduje flow i pokonuje swoje pierwsze 6b „ery po wypadku”. Mimo wytrzymałościowego charakteru pierwsza próba kończy się przy 1 spicie, ale po opuszczeniu na ziemię i odpowiednim nastawieniu kolejna kończy się już w łańcuchu! Jest radość, ale i konkretne zmęczenie psychiczne ciągłym mierzeniem się ze swoimi słabościami. Jednak marnotrawstwem byłoby nie wykorzystać tak ciężko wypracowanej formy! Sukces Kasi również motywuje dlatego tego samego dnia wbijam się jeszcze w Hijo Libre 8c. Skoro Piotrek Schab rekomenduje jako jedna z najlepszych dróg do jakiej się wstawiał trzeba spróbować! Zanim jednak puści, pokonuje Botanixa 8b/+ i tego samego dnia krótszą wersję 8c czyli Primera del Hijo 8b+. Dodaje ona krótką za to sprężną trikową sekwencję gdzie podobnie jak na całej drodze sporo trzeba się kręcić wokół własnej osi. Następnego dnia pada właściwa linia czyli Hijo Libre 8c na której okazuje się, że większe znaczenie ma core niż przedramię. Jeszcze tego samego dnia z czołówką na dobitkę wbijam w klasyk: Ixeia 8b/+. Niestety za mała ilość ekspresów nie pozwala mi dotrzeć nawet do cruxa, który notabene znajduje się pod łańcuchem. Przy kolejnej okazji w ramach rozgrzewki dowieszam resztę ekspresów, a po kolejnej wstawce mogę już je ściągnąć.

 

wahadełko

 

Ostatnia rozgrywka

Wciąż jeszcze jest trochę czasu, więc pełen wątpliwości czy „chce mi się tak daleko dymać” będąc na wyczerpaniu wbijam się we Floride 8c. Linia ma solidne 40 metrów i gigantyczny przewis. Po dojściu za około 8b, następuje „pancerny rest”, a potem długi boulder. Nie jest on jakiś bardzo trudny, a i rest tuż przed pozwala się wyzerować. Jednak największą trwogę budzi początek boulderu. Trzeba ścisnąć malutkiego dreadzika, na odciąg/podchwyt na którym poza kaczką natychmiast wybiera psychę (że jak mam z tego zadać?!), a następnie zarzucić ciałem z wysokiej pięty do dobrej listwy w plecy. Ruchy nie są trudne, ale wykonując je nigdy nie jestem pewien czy wyjdą, ba zawsze się czuję jakby nic z tego miało nie być. A tyrać 35m w górę, potem restować ile kolano wytrzyma, a następnie spaść na 2 ruchu będąc świeżym to naprawdę smutna alternatywa :-) 

 

Rest na Florida

 

Dlatego droga testuje przede wszystkim chłodny umysł. Kilkukrotnie dochodząc tam miałem problem z wywołaniem u siebie tzw. sportowej agresji i spręża by ruszyć na pełnej w kluczowy balder. Dlatego po raz kolejny wróciłem w myślach do chwil spędzonych w szpitalu i do całego procesu rehabilitacji Kasi. „Jeżeli Tobie się nie chce to chociaż zrób to dla Niej! Udowodnij, że mówiąc, że jesteśmy w stanie więcej niż myślimy – nie kłamałeś!”. To zawsze działało. Mimo, że rehabilitacja Kasi jeszcze się nie skończyła to już teraz udało nam się przekuć największą tragedię w naszym życiu, w nową siłę, tajną broń. Florida nie miała, żadnych szans z taką bronią.

 

Florida w częściowej okazałości  czyli gdzie jest wspinacz?

 

Podsumowanie!

Ostatnie 2 dni to uzupełnienie dróg z przedziału 7a+ – b+. Udało się! 5 x każda cyfra zrealizowany i to nawet z nawiązką! W ciągu 16 dni w Rode udało mi się pokonać 3 x 8c i 3 x 8b-b+! W sezonie padło 7 x 8c/VI.7! Zdaje się, że jest to też pierwszy wyjazd podczas którego zrobiłem wszystkie drogi do których się wstawiałem. Czas na zasłużony rest! A po nim kolejny cykl treningowy na który mam wiele pomysłów. I wszystko by było naprawdę zajebiście gdybym w drodze powrotnej nie sprawdził na 8a.nu, że jedno 7b+ już kiedyś zrobiłem, więc jednak brakuje jednej cegiełki! Więc Project is still a project… :-)


1 | 2 |
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com