baner
 
 
 
 
baner
 

Projekt 5 x każda cyfra od 6a do 8c

Cyfra to tylko efekt uboczny naszej walki. Adam Karpierz o swoich wspinaczkowych i poza wspinaczkowych zmaganiach.

Tekst: Adam Karpierz (Singing Rock, friction.pl, KS Korona)

 

Po tym jak w zeszłym roku udało mi się zrobić, życiowy wynik przechodząc 8c+ w Rawyl, postanowiłem w tym roku skupić się bardziej na szybkim RP. Miałem też zaległości we wspinaniu po drogach „siódemkowych”. Wtedy to wpadłem na pomysł celu ilościowegona ten sezon: zrobić po 5 dróg w każdym stopniu trudności od 6a do 8b+. Jednak podczas wizyty w Santa Linya nie mogłem sobie odmówić konfrontacji ze starą znajomą spod znaku 8c. Od początku czułem się na Niej komfortowo i widziałem, że przejście to tylko kwestia czasu. Wtedy to nieśmiało pomyślałem, że może lepiej by było spróbować 5 x 8c? Brak śmiałości wynikał z prostego faktu – w tamtym momencie na koncie miałem 4 x 8c i 1 x 8c+. Czyli praktycznie w rok musiałbym zrobić tyle samo co przez całe życie! Ale jako, że brak śmiałości nie leży w mojej naturze, a forma wydawała się przesunąć moje granice możliwości postanowiłem podjąć rękawice. Kilka dni później gdy oswoiłem myśl nastąpił pomysł syntezy dwóch projektów-tak staneło na 5 x każda cyfra od 6a do 8c (bez łamańców!).

 

Fabelita 8c (foto. Henning Wang)

 

Niestandardowe przygotowanie

Życie lubi krzyżować plany, szczególnie te zuchwałe. 2 lutego 2017 moja dziewczyna, Kasia uległa bardzo poważnemu wypadkowi. Spadła z 25 metrów łamiąc niemal wszystko oprócz kręgosłupa. Przez następne 5 tygodni byliśmy uwięzieni w Szpitalu w Lleida, walcząc najpierw o jej życie, a potem o powrót do zdrowia. Po tygodniu zmagań czułem się wyczerpany zarówno fizycznie jak i psychicznie, ale wiedziałem, że to czy teraz damy sobie radę będzie miało wpływ na resztę naszego życia. Nie spodziewałem się nawet, że będziemy w stanie wytrzymać 5 tygodni, ale też nie mieliśmy innego wyboru.

 

Kasia w szpitalu w Lleida

 

Po powrocie do Polski moje myśli powoli znowu zaczeły wracać do wspinania. Kasia zaczęła żmudną rehabilitację, a ja odbudowę formy. Przez cały ten czas wiedziałem jak ważna jest silna psychika i że Kasi jest znacznie ciężej niż mnie. Moim obowiązkiem było nie pokazywać jej słabości, nie wątpić i ciągle wspierać. Każdy dzień i każdy treninig zaczynałem myśląc, o tym jak bardzo nam się udało i jak daliśmy radę mimo, że sytuacja była fatalna. Że jeszcze niedawno marzyliśmy o powrocie i możliwości odbudowy, więc teraz nie możemy się zatrzymać. Po każdym treningu Kasia pytała się jak było, więc wiedziałem, że jeżeli powiem, że mi się nie chciało lub że mnie skóra bolała to tak jakbym swoim przykładem dał jej przyzwolenie, na odpuszczenie też Jej podczas rehabilitacji. W zasadzie to nie musiałaby nawet pytać. Każdy mój nawet drobny sukces był Jej sukcesem. Każdy Jej, był moim. Jak podczas maratonu zamaist skupiać się ile jeszcze zostało, trzeba było myśleć tylko nad każdym następnym krokiem i starać się wykonać go jak najlepiej, z rzadka tylko sprawdzając czy kierunek się nie zmienił. Całe dnie schodziły nam treningach i rehabilitacjach – na zmianę Kasia, ja, posiłek, Kasia, ja posiłek. Często z treningu wracałem koło 2 w nocy. Ale wciąż to Kasia trenowała więcej ode mnie, więc wiedziałem, że można.

 

Progres

 

Owoce

Kasi stan spektakularnie się poprawiał. Mój mniej spektakularnie, ale również. Wtedy to pomyślałem, że potrzebuję jakiś nowy cel, coś. Jednak czy aby na pewno nowy? Czy nie było by czymś wspaniałym zrealizować projekt sprzed wypadku? W pewnym sensie pokazać sobie i Kasi, że można mimo wszystko, że nic się nie stało, że jesteśmy ponad to. Kolejne wyjazdy w skałki, kolejne treningi i rehabilitacje, tup-tup-tup-tup, rano chwytotablica, potem skałki, jeden fizjoterapeuta wchodzi inny wychodzi, tup-tup-tup-tup, z każdym dniem coraz bliżej do celu, a może coraz dalej od braku szczęścia?

 

domowy trening

 

Najpierw pada Nie dla psa kiełbasa pierwsze VI.7 (8c) RP w tym roku, tydzień później kolejne: Batalion Skała VI.7 (8c) RP. Jakby sezon się wtedy skończył, to i tak byłoby lepiej niż jeszcze niedawno się spodziewałem. Ale obrany cel trzyma w ryzach dyscypliny. Stan Kasi poprawia się na tyle, że zaczynamy myśleć o jakimś wyjeździe. To daje kolejną dawkę motywacji. Kupujemy bilety do Rodellar! Ale skoro możemy do Hiszpanii to może jeszcze w sierpniu gdzieś wyjedziemy? Tak pojawia się pomysł na Franken. Schemat wyjazdów ma być taki sam: jedziemy razem, po czym najpierw wraca Kasia (by przerwy w rehabilitacji nie były zbyt długie), a później ja.

 

Zmagania na Pochylcu (fot. Adam Kokot)

 

 

1 | 2 |
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com