baner
 
 
 
 
baner
 
2019-05-22
 

Marco Siffredi – himalaista, snowboardzista, marzyciel

Dzisiejszego dnia przypada 40. rocznica urodzin  francuskiego alpinisty, himalaisty, a przede wszystkim snowboardzisty -  Marco Siffrediego. Gdyby żył - właśnie kończyłby 40 lat.

Marco w dniu swoich urodzin - 22.05.2001r. Następnego dnia zdobył Mount Everest i zjechał z niego na snowboardzie jako pierwszy człowiek w historii. Fort. arch. Marco Siffredi


Marco przyszedł na świat we francuskim Chamonix i to właśnie okolice tej alpejskiej stolicy Europy stały się miejscem gdzie  rozwijał swoje umiejętności snowboardowe, a także odnosił pierwsze większe sukcesy. W niniejszym tekście postaramy się Wam przybliżyć najważniejsze z jego dokonań.

 

W latach 90’ wytyczył dwie drogi zjazdowe ze szczytu Aiguille du Midi, z której jedna dochodziła do nachylenia aż 60°. Innym alpejskim osiągnięciem Marco było wytyczenie nowych dróg zjazdowych w masywie Mont Blanc - zjazd zachodnią ścianą Mont Blanc Du Tacul jest drogą o długości niemal 1000 metrów i nachyleniu 55°.

 

Pierwszy sprawdzian poza Alpami, który miał Siffrediemu odpowiedzieć na pytanie jak jego organizm reaguje na znacznie wyższe wysokości, miał miejsce w Andach. W 1998r. Marco zdobył szczyt Tocllaraju (6032 m n.p.m.) w Peru wraz z przyjaciółmi Philippe Fortem i René Robertem.

 

Marco i Phillipe Forte w Andach. Fot. arch. René Robert

 

Optymistycznie nastawiony do życia Francuz zdecydował, że jest gotowy na najwyższe góry świata. W 1998r. miała miejsce jego pierwsza wyprawa w Himalaje, gdzie zdobył nepalski szczyt Dorje Lhapke (6988 m n.p.m.). Z wierzchołka dojrzał górę, która stała się później jego celem, marzeniem, a także  przeznaczeniem – Mount Everest (8848 m n.p.m.).

 

Po udanej wyprawie w Andy Boliwijskie,  za swój następny cel obrał Cho Oyu (8201 m n.p.m.). W 2000r. po zdobyciu tego szczytu rozpoczął pierwszy, historyczny zjazd na desce snowboardowej z wierzchołka ośmiotysięcznika.

 

Na szczycie Cho Oyu. Fot. arch. Siffredi Collection

 

W maju 2001r. Marco chciał zostać pierwszym człowiekiem, który zjechał na desce snowboardowej z Everestu. Nie on jeden miał jednak taki plan - Austriak Stefan Gatt marzył o tym samym.  22 maja Marco obchodził swoje 22 urodziny w obozie 3. Świętowanie nie trwało długo, gdyż już następnego dnia zaplanowany był atak szczytowy. Zarówno Marco jak i Stefan szczyt zdobywali od strony przełęczy północnej.  Wstępny plan Francuza zakładał drogę zjazdu przez Kuluar Hornbeina. Niestety, ze względu na brak zalegającego na tej drodze śniegu, plany musiały ulec zmianie. 23 maja, po dotarciu na wierzchołek wraz z pomagającymi mu Szerpami, Marco po krótkim odpoczynku rozpoczął zjazd przez Kuluar Nortona.

 

Już po pierwszych przejechanych metrach pękło wiązanie, na szczęście jeden z Szerpów był w stanie je naprawić za pomocą drutu ratunkowego. Francuz zjeżdżał drogą o nachyleniu rzędu 45°. Na przełęczy północnej zatrzymał się aby odpocząć przez godzinę, a następnie pokonał ostatni, 1000-metrowy odcinek w kierunku wysuniętej bazy pod Everestem (na wysokości ok. 6400 m n.p.m.).

 

Po rozmowie z członkami swojej ekipy okazało się, że Gatt  wykonał swój zjazd poprzedniego dnia.  W dodatku dokonał tego bez używania tlenu z butli oraz bez pomocy szerpów. Stefan jednak nie zjechał z samego szczytu -  ze względu na początkowe trudności zszedł ok. 100 m, po czym dopiero wtedy założył deskę snowboardową. 

 

Dzięki tym okolicznościom - to wyczyn Siffrediego uznaje się za pierwszy historyczny, nieprzerwany zjazd ze szczytu Mount Everest na desce snowboardowej.

 

Następnie jesienią 2001r. Marco zaatakował 14 najwyższy szczyt świata - Shishapangmę (8013 m n.p.m.). Udało mu się go zdobyć, jednak ze względu na silny wiatr podczas ataku szczytowego nie był w stanie nieść deski na plecach. Założył ją dopiero na wysokości ok. 7000m i rozpoczął kolejny udany zjazd.

 

Shishapangma. Fot. arch. Siffredi Collection 

 

Marco Siffredi nie zrezygnował jednak z planów zjazdu Kuluarem Hornbeina z najwyższej góry świata.  Aby nie powtórzyć błędu z 2001r. na kolejną everestowską wyprawę wybrał okres pomonsunowy, kiedy to na zboczach góry zalega zdecydowanie więcej śniegu. Wyprawa rozpoczęła się więc w sierpniu. Zgodnie z założeniami, pokrywa śnieżna umożliwiała zjazd Kulaurem Hornbeina, jednak uczestników ekspedycji martwiły częste opady śniegu, powodujące opóźnienia w zakładaniu obozów i zdecydowanie wolniejsze tempo wspinania. W środę 4 września 2002r. Siffredi otrzymuje informację o zbliżającym się oknie pogodowym, przewidywanym na 8 września. Z wielkim trudem, poruszając się miejscami w śniegu sięgającym kolan, udaje mu się 7 września dotrzeć wraz z dwoma Szerpami do obozu 3, z którego miał nastąpić atak szczytowy.

 

O godzinie 1:30, 8 września zespół opuścił obóz 3. Śnieg był głęboki, więc wszyscy poruszali się bardzo powoli. Ostatecznie, olbrzymim wysiłkiem osiągnęli wierzchołek Everestu. Zegarek wskazywał 14:10, a więc wejście zajęło ponad 12 i pół godziny. Trwało to trzy razy dłużej niż pierwsze zdobycie Czomolungmy przez Marco wiosną 2001r. Mimo próśb Szerpów o rezygnację z planu zjazdu, Marco był nieugięty. Nie zraziło go zmęczenie, późna pora, ani gęstniejące chmury.

 

Marco na szczycie Everestu, 2002r. Fot. arch. Siffredi Collection

 

Na oczach Szerpów Marco rozpoczyna zjazd, o godzinie 15:15 ostatecznie znika im z oczu.

 

23-letni Marco Siffredi przepadł bez śladu, jego ciało nigdy nie zostało odnalezione.

 

Natomiast nieco dziwna sytuacja miała miejsce kiedy Szerpowie pakowali sprzęt z obozu 3. Rozglądając się po zboczach góry dojrzeli postać z  założoną na nogach deską snowboardową. Śledzili  jej zjazd zanim znikła im z oczu. Po dotarciu do bazy, okazało się jednak, że Marco nigdy nie dotarł na dół, a ślady deski, widoczne wcześniej przez wspinaczy na śniegu, znikły. Wierzą oni, że był to duch zawsze wesołego Francuza, spełniającego swoje największe marzenie.


Źródło: Snowboarder.com & Boss Hunting & Adventure Journal & marcosiffredi05.skyrock.com

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
Michał
Bardzo fajny materiał. Szkoda, że gość nie zjechał,bo miał dopiero 23 lata.
Michał
Bardzo fajny materiał. Szkoda, że gość nie zjechał,bo miał dopiero 23 lata.

 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com