baner
 
 
 
 
baner
 
2023-01-31
 

Czong-Kemin bez wirusa / Tien-Szan

Udało nam się dotrzeć do samego końca drogi w dolinie Czong-Kemin przejechaliśmy nawet morenę czołową lodowca wychodzącego z jednej z bocznych dolin! A zupełnie się tego nie spodziewałem. Nawet miejscowi w drodze powrotnej pytali mojego kierowcy Rusłana, czy to on jest ten wariat, który wjeżdżał pod górkę.

Wąska ścieżka prowadzi na lodowiec Zachodni Ak-suu (Biała woda), a potem przez przełęcz do wiosek nad Issyk-kulem

 

Dolina jest długa na, bagatela, ponad 110 kilometrów i szeroka u podstawy na kilometr. Dzięki mojemu landcruiserowi 78 zaoszczędziłem przynajmniej dzień marszu z plecakiem. Końcowy odcinek był prosty, bo jazda po trawie, ale i tutaj trzeba było zachować ostrożność – świstaki wykopały nory w samych koleinach. Moment nieuwagi i resor złamany. Po drodze pytamy pasterzy, czy jest tu covid. Nie słyszeli – to pewnie coś w mieście wymyślili. Jesteśmy u północnych skłonów pasma Kungoj Ała-too (co znaczy ‘Góry Słoneczne’, bo ludzie patrzą na nie z południa), które od północy okala jezioro Issyk-kul. To drugie co do wielkości górskie jezioro świata położone jest na wysokości 1650 metrów. Pasmo Kungoj Ała-too ma 275 kilometrów długości i około 30 szerokości. Większe lodowce i lasy można zobaczyć na północnych skłonach. Kungoj Ała-too oddziela Kirgistan od Kazachstanu – po drugiej stronie leży ponad dwumilionowa Ałma-Ata, była stolica Kazachstanu.

 

Najwyższy szczyt to Baktuu Dołon-ata (4476 m). Położny na głównym paśmie Kungoj Ała-too na zachód od przełęczy Ak-suu

 

WIRUS WYBIŁ TURYSTÓW


Już wieczór. Isa, młody czaban (pasterz) mówi, że kilka kilometrów dalej jest jeszcze jedno, ostatnie dżajło (letnie pastwisko), ale domek jest schowany i ze ścieżki trudno go zobaczyć. Ruszam w drogę, już ciemnieje i zaraz zaczyna się deszcz. W mroku po zapachu dymu znajduję ziemiankę – dżigit (juhas) oniemiał ze zdziwienia, jak mnie zobaczył. Jestem w tym roku pierwszym turystą, i to sam, i to dopiero we wrześniu! Choć w ogóle, przyznaje, ludzi tu bywa niewiele. Gości mnie, a ja jego. Nie muszę rozstawiać swojej płachty biwakowej na kijkach turystycznych. Tym razem nie wziąłem namiotu, bo jestem sam i chciałem zminimalizować ciężar. Płachta w Kirgizji się sprawdza (testowałem ją już na deszczu, a tym razem ochroniła mnie przed dłuższym gradem), bo w odróżnieniu od Syberii nie ma tu komarów. Trzeba tylko przesuwać się w jeden lub drugi jej koniec, zależnie od kierunku wiatru.

 

Wstaję ze słońcem, jest zimno – krowie kupy parują jak małe wulkany. Trawa już pożółkła, ale wszędzie pasą się krowy, owce, konie i jaki. Dziś mam mieć okienko pogodowe. Chciałbym zobaczyć położone na lodowcu jezioro Dżaszył-Kol (Zielone) na końcu doliny, a potem wejść na przełęcz Ak-Suu (Biała Woda, 4050 m) i przejść na drugą, południową stronę pasma Kungoj Ała-too, w kierunku Issyk-ku-lu. Drogę do jeziora przegradza mi rzeka – szanse na bezpieczne przejście w pojedynkę marne. Woda może mnie porwać i poobijać o głazy. A jeśli przejdę teraz, rano, to na pewno już nie dam rady wieczorem, kiedy rzeka będzie dwa razy większa, bo zasilona wodą z topniejącego lodowca. Muszę zrezygnować z jeziora, bo jutro pogoda ma się zmienić, a w zamieci i kopnym śniegu mogę nie pokonać przełęczy. Trzeba było wziąć konia od pasterzy i na nim przeprawić się przez rzekę, a potem dojechać do moreny. Tym razem Zielonego Jeziora nie zobaczę, ale pocieszam się, że jest pochmurnie i widoki byłyby średnie, zatem mam powód, by przyjechać tu jeszcze raz (może ktoś z czytelników też zechce?).

 

Tekst i zdjęcia / DAMIAN WOJCIECHOWSKI TJ

 

Dalsza część artykułu znajduje się w naszym nowym serwisie pod linkiem > link

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com