baner
 
 
 
 
baner
 
2011-07-28
 

Czarny Szczyt - Papirusowy Komin

Tatry są pełne niespodzianek, żyją i zmieniają się nieustannie. Wspinaczkowy świat opisany przed stu laty może współcześnie niemal nie istnieć. Obrywy niszczą oryginalne warianty, rzadko jednak się o tym dowiadujemy, gdyż porażka na „łatwej” drodze zazwyczaj nie wypływa na światło dzienne.
PIERWSI ZDOBYWCY

Czarny Szczyt został zdobyty latem w 1898 roku klasyczną po dzień dzisiejszy drogą przez Jakubową Ławkę i Czarne Galerie. Odkrył ją znany spiski przewodnik, Johann Hundsdorfer starszy, prowadząc swoich ówczesnych stałych klientów, czyli Karola Englischa wraz z matką Antoniną. W 1907 roku przyszła pora na wejścia graniowe. Przetrawersowanie masywu od Czarnej Przełęczy po Przełęcz Stolarczyka było dziełem kolejnego miejscowego przewodnika, Johanna Franza seniora, oraz wybitnego niemieckiego taternika dr. Alfreda Martina (od którego nazwiska powstała nazwa popularnej Martinki na Gerlachu). Po graniach przyszła kolej na ściany. W 1908 roku wprost od zachodu z Doliny Czarnej Jaworowej weszli na szczyt bracia Goetel, współcześnie zupełnie zapomnianą drogą. Podczas tej samej wycieczki zeszli oni na północny wschód do Doliny Jastrzębiej. Na swoich zdobywców czekała zatem jeszcze najwyższa i najbardziej pionowa ściana południowa.


Czarny Szczyt. Fot. Grzegorz Folta

HISTORIA ZDOBYWANIA POŁUDNIOWEJ ŚCIANY

Gdy spojrzymy na rysunek południowych ścian Papirusowych Turni i Czarnego Szczytu w przewodniku Świerza i Chmielowskiego z 1926 roku, ujrzymy tam jedynie dwie drogi. Obie linie, posiadające zresztą wspólny początek, zostały poprowadzone w przeciągu zaledwie czterech dni 1911 roku. Pierwszą chronologicznie drogą w całym masywie jest tytułowy Papirusowy Komin zrobiony przez polską ekipę złożoną z samych ówczesnych sław taternictwa, czyli Chmielowskiego, Klemensiewicza, Kulczyńskiego i Świerza. Formacja ta nie wyprowadza jednak na sam szczyt, a co za tym idzie – nie rozwiązuje problemu południowej ściany. Dlaczego wspomniani panowie wybrali akurat ją, a nie spróbowali wejść wprost na wierzchołek?

Zapewne decydujące znaczenie miał fakt, że optycznie wyglądała ona na najprostszą w otoczeniu. Być może również, ze względu na bliskość przełączki i szczytu, traktowali to przejście jako pierwsze wejście na Czarny Szczyt wprost od południa. Narzuca się też pytanie, czy Węgrzy, którzy raptem cztery dni później poprowadzili drogę wprost na wierzchołek, wiedzieli o poprzednikach? W owym czasie wymiana informacji między polską a węgierską stroną Tatr była bardzo utrudniona i powolna, co raczej sugerowałoby brak takowej wiedzy. Z drugiej jednak strony wystarczyła notka zostawiona przez Polaków w schronisku nad Zielonym Stawem bądź też przypadkowe spotkanie, by zachęcić Węgrów do działania w tym samym rejonie. Czy celem było powtórzenie, czy też zrobienie nowej drogi pozostaje pytaniem otwartym. Suma sumarum panowie ci zdobyli wierzchołek z pominięciem Papirusowej Przełączki, co można uznać za pierwsze przejście południowej ściany. Jak to zwykle bywa, na pewne pytania udaje się odnaleźć odpowiedzi, podczas gdy inne rodzą tylko kolejne niewiadome. Nie inaczej było i tym razem.

CZARNE, CZY PAPIRUSOWE?


Wszystkie „czarne” nazwy w okolicy pochodzą, wbrew temu co można by sądzić, nie od barwy ścian masywu, lecz od Doliny Czarnej Jaworowej, w której wschodnim ograniczeniu wznosi się niewybitny od tamtej strony wierzchołek Czarnego Szczytu. Jak podaje WHP, nazwa ta używana była przez Polaków co najmniej od 1895 roku. Powstaje zatem ciekawe pytanie: czy podczas sławnej wycieczki księdza Stolarczyka (pierwszego proboszcza zakopiańskiego) na Baranie Rogi z Doliny Czarnej Jaworowej szczyt ten był w jakikolwiek sposób nazywany przez prowadzących go przewodników?

Trudno dociec, wiadomo natomiast, że przełęcz, którą dostali się na wierzchołek Rogów, nazwy nie posiadała. Co ciekawe, jednym z owych przewodników był Szymon Tatar starszy, którego to bratanek 35 lat później wraz z Januszem Chmielowskim i Klimkiem Bachledą dokonał pierwszego wejścia na wspomnianą przełęcz od drugiej strony, czyli z Doliny Dzikiej. To właśnie po tej wycieczce z 1902 roku Chmielowski, pragnąc upamiętnić wydarzenia sprzed lat, ochrzcił formację Przełęczą Stolarczyka. Warto zauważyć, że obok Przełęczy Tetmajera, Wrót Chałubińskiego i Klimkowej Przełęczy jest to jedna z nazw, która nie dość, że przetrwała czasy mianowania niemal wszystkiego od nazwisk zdobywców, to po dzień dzisiejszy istnieje w tej formie również w innych „tatrzańskich” językach, czyli po słowacku, niemiecku i węgiersku. Interesujące jest także powstanie wszelkich „papirusowych” toponimów. Upamiętniają one osobę Johanna Papirusa, pomocnika stolarza z Maciejowic, który zginął gdzieś w górnych partiach Doliny Kieżmarskiej w 1771 roku. To fakt bezsporny. Pytanie tylko, kto wprowadził tę nazwę do literatury?


Fot. Grzegorz Folta

Otóż okazuje się, że jako pierwsi zrobili to Niemcy, i to wkrótce po wspomnianym wypadku. W ten właśnie sposób powstały do dziś istniejące niemieckie określenia, takie jak Wielka i Mała Papirusowa Dolina dla odpowiednio Dzikiej i Jastrzębiej Doliny. Nasuwa się zatem pytanie kolejne: kiedy nazwa ta została użyta w kontekście okolicznych szczytów? Najbardziej prawdopodobna przyczyna to brak węgiersko-niemieckiej (w obu językach brzmią one oczywiście inaczej, ale warto wiedzieć, że bardzo często są one kalką językową) nazwy dla Czarnego Szczytu aż do dnia jego zdobycia. Wiele wskazuje na to, że to Karol Englisch jest twórcą nazwy Szczyt Papirusa, istniejącej w tych językach do dziś.

Jeszcze trudniej jest dociec, kto przyległe turnie ochrzcił Papirusowymi. Myślę, że był to Alfred Martin, gdyż tuż po ich przejściu przesłał on do „Taternika” (nr I/4) notkę, w której nazwy te po raz pierwszy pojawiają się po polsku w druku (?). Co ciekawe, nie było to pierwotne polskie określenie, gdyż w 1911 roku, gdy Polacy, a wśród nich członek komitetu redakcyjnego „Taternika” z czasu nadesłania wspomnianej notki, Zygmunt Klemensiewicz, zdobywali Czarny Szczyt od południa, nazywali je Czarnymi Turniami. Nie wiadomo, kiedy Papirusowe wyparły Czarne. Wiadomo natomiast, że w przewodniku Świerza i Chmielowskiego z 1926 roku po tych drugich nie ma już śladu.

MARZENIA IWOWIANINA

Nie sposób dociec, kto pierwszy zainteresował się południową ścianą Czarnego Szczytu, wiadomo jednak, że masyw wybitnie upodobał sobie Zygmunt Klemensiewicz. Aczkolwiek od samego początku wszystko układało się nie tak. Początkowo po prostu ciągnęło go do zdobycia samego wierzchołka, najlepiej którąś z dziewiczych wówczas grani. Nie zdążył jednak. Wtedy to, zrobiwszy pewnego lata zdjęcie południowej ściany, obmyślał długimi zimowymi wieczorami, zapewne spędzanymi we Lwowie, możliwości jej pokonania. Na domiar złego, zauważalny był zupełny brak zainteresowania tym problemem wśród jego tatrzańskich kompanów – na szczęście do czasu. Pewnego dnia rozeszła się wiadomość o jej zdobyciu przez węgierskich turystów. Na szczęście dla niego była to tylko plotka. Co prawda weszli oni na wierzchołek z Doliny Dzikiej, ale bynajmniej nie południową ścianą, a po prostu drogą normalną, którą w zupełnej mgle omyłkowo wzięli za nową drogę.

ROZBIEŻNOŚĆ CELÓW

Wreszcie, w sierpniu 1911 roku, udało mu się namówić znajomych. Grupa składająca się z samych tuzów ówczesnego taternictwa polskiego zjawiła się w Dolinie Kieżmarskiej. Kołem zamachowym przedsięwzięcia był z całą pewnością Klemensiewicz, gdyż już na drugi dzień po przyjeździe czteroosobowy zespół udał się pod południową ścianę Czarnego Szczytu. Ekipa składała się z trójki przyjaciół, współzałożycieli słynnego „Himalaya Club”, czyli Kordysa, Klemensiewicza i Maślanki, oraz autora pierwszego taternickiego przewodnika taternickiego, Janusza Chmielowskiego. Największą znajomość rejonu posiadał z całą pewnością ten ostatni, gdyż widział ścianę na żywo nie tylko z dołu, ale i z perspektywy Papirusowej Drabiny, którą przeszedł jako pierwszy w 1902 roku.

Kordys natomiast musiał nigdy wcześniej nie być w Dolinie Dzikiej, bo nieco ze wzgardą oceniał projekt przyjaciela, w szczególności obserwując z dołu zatrawione ściany Czarnego Grzbietu. „Czekaj jeszcze…” – uspokajał go Klemensiewicz w trakcie podejścia, dobrze wiedząc, jak bardzo wschodnia flanka szczytu różni się od południowej. Gdy wreszcie południowa ściana ukazała się przed nimi w całej okazałości, mina Kordysa zmieniła się nie do poznania. Pionowe spaszty zrobiły na obserwatorach duże wrażenie, a sama kopuła szczytowa wydawała się wręcz nie do przejścia. W związku z tym ich wzrok przykuł ciemny, głęboki komin wyprowadzający na przełęcz tuż pod szczytem (Papirusowa Przełączka).


Papirusowy Komin (po prawej) oraz Papirusowa Drabina (po lewej) widoczne spod południowej ściany Czarnego Szczytu. Fot. Grzegorz Folta

Zdania były podzielone. Kordys z Maślanką proponowali zmianę planów, gdyż nie chcieli tracić dnia na problemie w ich mniemaniu niemożliwym „do zakoszenia” (patrz: Andrzej Korsak, „Tatrzańscy kosynierzy”). Ostatecznie Chmielowski zawrócił, a pozostała trójka udała się na przeciwległą stronę doliny i z powodzeniem poprowadziła nową drogę północną ścianą Małego Durnego Szczytu.

Dalszą część artykułu znajdziecie w GÓRACH, nr 5 (204) maj 2011

Tekst i zdjęcia: Grzegorz Folta
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com